Christakis Akhtar "Bajki na każdy dzień roku"

Christakis Akhtar "Bajki na każdy dzień roku"
Moja córcia znalazła w zeszłym roku pod choinką książkę "Bajki na każdy dzień roku". Przynajmniej z założenia mieliśmy ją czytać do kolejnej Gwiazdki, ale jak widać, uporałyśmy się z tym znacznie szybciej. Zastanawiacie się pewnie, czy to dlatego, że książka jest tak dobra? Niestety nie, jest wręcz przeciwnie. "Bajki na każdy dzień roku" uznaję za najgorszą książkę dla dzieci, jaką miałam okazję w życiu czytać. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami.

Zacznijmy od samego pomysłu. Niby fajnie, że w jednej książce umieszczono aż trzysta sześćdziesiąt pięć bajek, jednak jak się bliżej im przyjrzymy, to okazuje się, że wcale tak nie jest. Jedna opowieść snuta jest często przez kilka dni. Poszczególne fragmenty mają po kilka zdań, niekiedy pięć, czasami może dziesięć. Nie mam pojęcia, czy maluch jest w stanie zapamiętać tych kilka zdań do następnego dnia. My dałyśmy sobie spokój z tym dziennym podziałem i czytałyśmy całe historyjki. Co mnie jeszcze rozbawiło, niektóre dzienne opowieści wcale nie zostały zakończone kropką.... To samo zdanie, zgodnie z założeniem książki, zaczynamy czytać jednego dnia, by skończyć je następnego. Moim zdaniem to absurd. Poza tym uważam, że czytanie dziecku pięciu zdań dziennie to zdecydowanie za mało.

Christakis Akhtar "Bajki na każdy dzień roku"
Przejdźmy teraz do samych historyjek. Zostały tu umieszczone bardzo skrócone wersje znanych wszystkim bajek, takich jak "Śpiąca królewna", "Pinokio", "Ali-Baba i czterdziestu rozbójników" i wielu innych. Jednak są one bardzo krótkie, do tego często mają znacząco zmieniony sens w stosunku do oryginału. Dziwnie się czyta takie przekręcone historyjki. Jednak nie tylko znane bajki tu znajdziecie. Zostało tu umieszczonych sporo opowieści o zwykłych dzieciakach, ich problemach, pomysłach i przygodach. Większość z nich to nudy na pudy, ale wcale nie to jest najgorsze.
Christakis Akhtar "Bajki na każdy dzień roku"

W książce aż roi się od błędów wszelkiej maści. W jednej z bajeczek czytamy o tym, jak to mrówka może uratować gołębia, a nagle pod koniec pojawia się takie oto podsumowanie: "I tak właśnie wiewiórka uratowała swojego przyjaciela". Jaka wiewiórka? Skąd ona się tu nagle wzięła? Takich gaf jest w tej książce całe mnóstwo. Niektórzy bohaterzy w ciągu jednej opowieści potrafią kilka razy zmienić płeć... Konstrukcja wielu zdań woła o pomstę do nieba. Momentami nie da się tego czytać i trzeba przyznać, że dorosłemu jest ciężko skupić się na tych opowieściach, a co dopiero dziecku...

Jakoś uporałam się z tą książką. Moja córcia nie ma jeszcze roczku, więc podejrzewam, że niewiele z niej zrozumiała i bardzo dobrze... Chyba starszemu dziecku nie odważyłabym się czytać tych bzdur. Jedyne zalety, jakie dostrzegam, to kredowy papier i ilustracje, które na tle historyjek wypadają całkiem przyzwoicie. Muszę przyznać, że nawet okładka jest bardzo niedopracowana. Wylądowało na niej całe mnóstwo bohaterów bajek, zupełnie jakby jakiś dzieciak poumieszczał na niej przeróżne naklejki. Do tego niektóre z tych obrazków są niewyraźne, bo marnej jakości rysuneczek został powiększony do zbyt dużych rozmiarów. Żenada... Chyba wiele dzieciaków zrobiłoby to lepiej. Z tyłu na okładce wyczytałam, że książka kosztuje 59,99 zł i nie mam najmniejszej wątpliwości, że nie jest warta swojej ceny. Ostrzegam wszystkich przed tą pozycją. Nie kupujcie, nie wypożyczajcie, nie czytajcie "Bajek na każdy dzień roku"!

Moja ocena: 2/10

Christakis Akhtar, Bajki na każdy dzień roku, ARTI, 2010,
ISBN: 978-83-7740-004-3,
Str. 212.

Książka bierze udział w wyzwaniach: "Klucznik""Historia z trupem" oraz "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu" (2,2 cm, razem 60,2 cm).

Komentarze

  1. Masakra! A taka cena do niedopracowanej książki, aż szokuje.. Bez sensu, dobrze, że córka niewiele jeszcze zrozumiała...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój syn dostał ją kiedyś z jakiejś okazji. Był trochę starszy od Twojej córeczki i niestety wraz ze mną kilkakrotnie był zdziwiony:) Strasznie niedopracowana pozycja a przy tym droga;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę, kto wypuszcza takie buble!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety podejrzewam, że to nie jedyny taki bubel na naszym rynku. :)

      Usuń
  4. Książka by mnie nie skusiła szatą graficzną, ale mimo wszystko czuję się ostrzeżona. A na okładce, zauważam, jest i mrówka, i wiewiórka, ktoś się może zasugerował ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiewiórka występuje też w innej bajeczce, więc nic dziwnego, że znalazła się na okładce, ale żeby się zaraz tak sugerować... ;)

      Usuń
  5. Czyli ogółem jeden wielki stek bzdur. Zatem spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehhh, skąd ja to znam:( Półki w księgarniach aż się uginają od różnych propozycji dla dzieci, ale wiele z nich to zwykłe buble, sama się o tym przekonałaś, a cena też przecież nie mała:/ Obrazki to nie wszystko :) Pozdrawiam Korciu i życzę dobrego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety trzeba bardzo uważać, szczególnie jeśli kupujemy przez internet, bo tam jeszcze łatwiej można się nabrać na piękne słówka. Gorąco pozdrawiam!

      Usuń
  7. Bardzo dobrze, że piszesz o niedopracowanych publikacjach. Dużo takiego chłamu na półkach księgarskich, a rodzice kupują, bo często kuszą ilustracje, niewiedzą, że treść jest fatalna. Sama parę razy nacięłam się na wydawnicze niespodzianki, o jakich piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety na pierwszy rzut oka się tego nie wyłapie. Całe szczęście, że są w sieci miejsca, gdzie można sprawdzić, czy dana pozycja jest cokolwiek warta.

      Usuń
  8. Nienawidzę historyjek, które zmieniają sens oryginalnych bajek. I jeszcze te błędy, kto to w ogóle wydał...

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam jako dziecko podobne wydanie, ale ono było jednak lepsze niż to, które recenzujesz. No niestety, teraz nie wszystkie publikacje dla dzieci są dobre

    Zapraszam do siebie,
    http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie,z tego co napisałaś wynika, że nie ma co po tę publikację sięgać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj...Cenna przestroga dla wielu mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mamy znajdą sporo innych pozycji, na które warto wydać pieniądze. :)

      Usuń
  12. Mrówkowiewiórka mnie rozbawiła, ale jak zobaczyłam cenę, przestałam się uśmiechać. I nie wiadomo potem, co z takimi pozycjami robić: głupio je odsprzedać, ale jednocześnie dobrze byłoby odzyskać wydane pieniądze, ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Nasza póki co stoi na półce, bo to prezent, więc głupio jej się pozbywać, ale z pewnością do niej nie wrócimy, chyba, że będzie nam kiedyś potrzebna jakaś podkładka pod nogę od stołu. :)

      Usuń
  13. Mam na półce podobną pozycję, jednak jeszcze się jej bliżej nie przyjrzałam, zaniepokoiłaś mnie bo jak znam życie będzie to totalny gniot. Mam wrażenie, że niektórzy wydawcą myślą, że dziecko jest na tyle mało rozgarnięte, że i tak nie zauważy błędów. Literówki, błędy, głupi przekaz czy znikoma wartość dydaktyczna to największe wady literatury dziecięcej. Pamiętasz nasze książeczki z dzieciństwa? Były chyba bardziej dopracowane ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że na Twojej półce wylądowało jednak coś lepszego, bo już chyba gorzej być nie może. Faktycznie książki z naszego dzieciństwa były znacznie lepsze, chociaż może nie były tak kolorowe, ale zdecydowanie miały większą wartość.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty