Dr Michael H. Greger, Gene Stone „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem”
Tematyka zdrowego odżywiania jest mi bardzo bliska. Od kilku lat jestem fanką Kasi Bosackiej i jej pouczających i jednocześnie bardzo ciekawych programów. Czytam etykiety, wprowadzam sporo nowości do diety mojej rodziny. Bardzo się zdziwiłam, gdy niedawno dowiedziałam się, że zalecana przez Instytut Żywności i Żywienia piramida żywienia nagle się zmieniła. Już nie jest taka, jakiej uczyliśmy się w szkole. Okazało się, że to jednak warzywa i owoce są najważniejsze w naszej diecie i to ich powinniśmy jeść najwięcej, a nie jak twierdzono wcześniej, produktów mącznych i zbożowych. Wydaje się to być trafną decyzją, chociaż wielu dietetyków i tak ma zastrzeżenia do nowej piramidy. Powodów jest kilka, jak chociażby ten, że rośliny strączkowe zostały wrzucone do jednego wora z mięsem i rybami, a zatem ich znaczenie zostało dosyć zmarginalizowane. Nie będę się tu rozwodzić nad zaleceniami Instytutu Żywności i Żywienia, bo nie to jest tematem tego posta. Wrócę do książki, którą właśnie przeczytałam i która nieźle namieszała mi w głowie.
Michael H. Greger jest amerykańskim lekarzem, który od lat interesuje się tematyką zdrowego żywienia i z wielkim zaangażowaniem stara się szerzyć posiadaną wiedzę, zarażać innych dobrymi nawykami żywieniowymi, a co za tym idzie, zapobiegać występowaniu chorób lub je leczyć właściwą dietą. Jak myślicie, co trzeba jeść, by nie umrzeć przedwcześnie?
Przede wszystkim warzywa i to przeróżne. Całe bogactwo rożnych smaków i kolorów, przy czym autor podkreśla, że należy przede wszystkim pamiętać o roślinach kapustowatych, bo to one chronią nas przed wieloma chorobami. Autor zaleca zjadanie trzech porcji roślin strączkowych dziennie, co mi rzadko udaje się zrobić w tygodniu, a co dopiero jednego dnia. Mamy czerpać z bogactwa owoców, a szczególnie jagód. Sięgać po orzechy i różnorodne przyprawy, ale koniecznie włączyć do swojej codziennej diety siemię lniane (o jego cudownych właściwościach możecie przeczytać na stronie Droga do siebie) i kurkumę. Należy unikać żywności przetworzonej, białego pieczywa, ale za to nie można zapomnieć o produktach pełnoziarnistych. Doktor Greger odradza jedzenie mięs, ryb, nabiału, tłuszczy, w szczególności trans, oleju palmowego i oczywiście zwierzęcych. Zachęca do zaprzestania używania soli, białego cukru i oczywiście rzucenia palenia. Nie zapomina też o aktywności fizycznej, której poświęcił osobny rozdział.
Autor przedstawia wyniki badań naukowych, różnych eksperymentów, które mają pokazać, że jego zalecenia nie wzięły się znikąd. Opisuje, co powinniśmy jeść każdego dnia, ale sam przyznaje, że zdarza mu się sięgać po produkty niewskazane w diecie. W końcu każdy z nas ma jakieś słabości. Najważniejsze, żeby ulegać im jak najrzadziej. Zachęca do przejścia na zalecaną przez niego dietę albo przynajmniej przeorganizowania swojej. Nie każdy jest gotowy zmienić z dnia na dzień wszystkie swoje nawyki żywieniowe, ale nawet małe kroczki mogą nam pomóc.
Cóż, muszę przyznać, że książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Wydawało mi się, że żywię się dosyć dobrze, jednak według zaleceń doktora Gregera jeszcze długa droga przede mną. Na dzień dzisiejszy z pewnością nie jestem gotowa, by zostać weganką. Nawet jeśli bez mięsa mogłabym chyba żyć, to jednak bez nabiału nie. Ja kocham kefiry, jogurty i sery! Może kiedyś to się zmieni. Jeszcze niedawno uwielbiałam czekoladowe batony i szyneczki. Teraz wędlin praktycznie nie jadam, mięso rzadko zachwyca mnie smakiem, a batony czekoladowe są dla mnie zbyt tłuste i przesłodzone. Przed przeczytaniem tej książki robiłam sobie wyrzuty, że serwuję mojej rodzinie zbyt rzadko mięso. Wszystko przez to, że odkryłam dużo innych smaków, przy których mięso stało się bardzo nudne. Okazuje się jednak, że to nie błąd, a właściwy kierunek.
„Podstawowy powód, dla którego choroby bywają w rodzinach dziedziczne, jest fakt, że dziedziny jest sposób odżywiania się”.
Wydaje mi się, że dieta przeciętnego Polaka i tak jest znacznie lepsza od tej typowo amerykańskiej, ale wzrost otyłości, odsetek cierpiących na choroby serca czy raka, są czymś, czego nie można nie zauważyć. Na szczęście mamy więcej przepisów regulujących proces produkcji żywności niż jest to w Stanach Zjednoczonych, jednak nie chronią nas one w pełni. Nie jest łatwo unikać tłuszczy trans, oleju palmowego, syropu glukozowo-fruktozowego, glutaminianu sodu, a przecież tych kilka składników to tylko wierzchołek góry komponentów, które nie powinny znaleźć się w naszej diecie. Większość moich znajomych nadal piecze ciasta na utwardzonych margarynach i nawet nie wie, jak jest to szkodliwe. Jak nakłonić te osoby do zmiany nawyków, do sięgnięcia po lepsze produkty? Jedna książką to z pewnością za mało.
Ja planuję sięgnąć po kolejne pozycje o tej tematyce, skonfrontować je z tym, co twierdzi doktor Greger. Jak już wspomniałam, autor świetnie argumentuje swoje zalecenia, powołuje się na mnóstwo wyników badań, popiera swoje wywody ogromną bibliografią. Fakt, że ponad sto stron z pięciuset trzydziestu składających się na tę książkę, to przypisy, mówi sam za siebie. Dlaczego więc tak często krytykuje się diety wegetariańską i wegańską, twierdząc, że trudno by były one zbilansowane? Może nasze poglądy są zbyt skostniałe? Już moje czytanie etykiet wiele osób wyśmiewa, uważając, że to bez sensu, że jestem dziwna. Pewnie zastanawiają się, czemu nie daję dziecku tych wszystkich przereklamowanych i przesłodzonych czekoladek, które są niby tak zalecane dla dzieci. Aurelka lubi gorzką czekoladę, kocha owoce i warzywa. Całe szczęście, że nie jest niejadkiem i nie musimy stawać na głowie, by cokolwiek zjadła.
Pozycja „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem” jest bardzo dobrze napisana, dzięki czemu jest ciekawa i pouczająca. Mamy tu mnóstwo rad, ale też przykładów, które przecież znacznie lepiej do nas trafiają niż suche fakty. Książkę czyta się świetnie i trzeba przyznać, że jest to wciągająca lektura, co chyba niezbyt często można powiedzieć o poradnikach. Ja jestem zachwycona tą pozycją, zamierzam dzielić się nią z osobami z mojego otoczenia, bo mam nadzieję, że i do ich życia wprowadzi sporo zmian. Planuję ją pożyczyć wielu bliskim, ale myślę, że sama też często będę do niej zaglądać.
Zachęcam Was do lektury, do kupienia tej książki, czy to dla siebie, czy Waszych bliskich. Zdrowych i tych, którzy walczą z chorobą. Babcia autora w wieku sześćdziesięciu pięciu lat usłyszała wyrok, lekarze nie widzieli już możliwości leczenia jej rozległej choroby wieńcowej. Chorą w bardzo złym stanie wypisano do domu, by umarła wśród bliskich. Babcia jednak się nie poddała, za sprawą Nathana Pritikina, pioniera medycyny profilaktycznej, wróciła do zdrowia i dożyła pięknego wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat. To za jej sprawą, wnuk zainteresował się tematyką zdrowego żywienia i to jej zadedykował tę książkę.
Książkę gorąco wszystkim polecam, nawet jeśli nie planujecie żywieniowej rewolucji w Waszym życiu.
Moja ocena: 10/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwo Czarna Owca.
Dr Michael H. Greger, Gene Stone, Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem, Czarna Owca, 2016,
ISBN: 978-83-8015-026-3,
Str. 530.
Cytat pochodzi z recenzowanej książki.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: "Czytamy nowości" oraz "Łów słów".
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: "Czytamy nowości" oraz "Łów słów".
Przy okazji tej recenzji chciałabym zachęcić Was do zajrzenia na bardzo ciekawy portal: Kobiece Porady. W dziale Fitness znajdziecie sporo cennych wskazówek na temat żywienia i zdrowego stylu życia. Koniecznie zajrzyjcie też do działu Kultura. Może już znacie tę stronę i zaglądacie tam regularnie? Jeśli nie, to czas to zmienić.
Ja bez mięsa praktycznie żyje, ale bez nabiału, nie wyobrażam sobie. To na pewno interesująca publikacja, do której warto zajrzeć.
OdpowiedzUsuńPewnie gdybym poważnie zachorowała, to rozważyłabym rezygnację z nabiału, ale dzisiaj trudno jest mi to sobie wyobrazić. :)
UsuńByłam miłośniczka serów i nabiału przez całe zycie, nie wyobrażałam sobie dnia bez plasterka goudy. A teraz? Teraz do sera podchodzę z takim samym wstrętem jak wczesniej do mięsa ;)
UsuńJest więc też nadzieja dla mnie. :) Dzisiaj trudno jest mi to sobie wyobrazić, ale już dzisiaj zawartość mojej lodówki jest zupełnie inna niż tej sprzed kilku lat. Ciekawe, co znajdę w niej za kolejnych kilka. :)
UsuńJestem pełna podziwu dla babci autora, że po usłyszeniu diagnozy lekarskiej nie poddała się, tylko dzielnie walczyła o swoje zdrowie, dzięki czemu dożyła pięknych lat.
OdpowiedzUsuńTeż ją podziwiam, ale mówią, że tonący brzytwy się chwyta, więc zmiana diety to jednak nie jest najbardziej dramatyczne rozwiązanie. Dobrze, że znalazła pomoc.
UsuńNie jestem w stanie zostać wegetarianką, a co dopiero weganka ;) póki co nie jestem jednak zainteresowana tą książką, ale staramy się w domu jeść i gotować w miarę zdrowo.
OdpowiedzUsuńMy też staramy się jeść zdrowo, chociaż po przeczytaniu tej książki już wcale nie jestem tego tak pewna. :)
UsuńTylko Ci się wydaje, że jesz zdrowo :). Ale skoro nie przeczytasz książki, to nie bedziesz wiedzieć niestety że wiekszosc rzeczy ktore spożywasz są truciznami
UsuńNiestety tak właśnie jest. Książka otworzyła mi oczy i zmotywowała do zmian, ale przede mną jeszcze długa droga. Zdaję sobie sprawę, że mojej diecie daleko do ideału, ale lepsze małe zmiany niż żadne. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.
UsuńGeorgina Qin Fajnie by było jakbyś mogła napisać co się u ciebie zmieniło,jakie zmiany zauważyłaś po zaprzestaniu jedzenia mięsa i nabiału. Pokrótce opisz
Usuńzalety a może i wady które zauważyłaś.od siebie mogę dodać że zrezygnowałem z cukru i o niebo lepiej się czuje
Mam nadzieję, że Georgina Qin odpowie na Twoje pytanie. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że od niepamiętnych czasów walczyłam z niestrawnością. Bóle brzucha były na porządku dziennym. Lekarz sugerował, że to warzywa źle na mnie działają, szczególnie nowalijki. :) A prawda jest taka, że po odstawieniu mięsa jem wszystko inne i trawię to znacznie lepiej. Czuję się lżej, jem za trzech, a nie tyję. Zapomniałam, co to są zaparcia. Gorąco polecam dietę bezmięsną. Z nabiału nie zrezygnowałam, więc nie mogę się wypowiadać. Może kiedyś przyjdzie i na to pora, ale na dzień dzisiejszy nie jestem jeszcze na to gotowa. Koniecznie daj znać, czy zdecydowałaś się na dietę bezmięsną i jakie zmiany u Ciebie przyniosła. :) Pozdrawiam!
UsuńPrzyznam szczerze, że ciekawa się wydaje ta książka. Ostatnio poszerzam moją wiedzę w dziedzinie zdrowego odżywania, więc myślę, że mogłabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać tę książkę, szczególnie jeśli interesuje Cię ta tematyka.
UsuńOooo to zdecydowanie pozycja dla mnie! Robię obecnie policealną szkołę na kierunku dietetyka i w ogóle siedzę w takiej tematyce, więc chętnie się z tą książką zapoznam :D
OdpowiedzUsuńGorąco polecam i jestem bardzo ciekawa, jak Ty odbierzesz tę książkę.
UsuńJa również nie mogłabym żyć bez nabiału, jestem dosłownie uzależniona od serów! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa jestem uzależniona od serów, kefirów, jogurtów... :)
UsuńWszak sery zawieraja substancje uzależniajace - sa narkotykiem,szkodliwym.
UsuńNiestety książka przekonuje o szkodliwości nabiału i to w taki sposób, że uwierzyłam autorowi. Nie wiem co konkretnie uzależnia w nabiale - może smak? :)
UsuńDzięki za recenzję, zastanawiałam się nad tą książką.
OdpowiedzUsuńGorąco polecam, ale też ostrzegam, bo książka potrafi nieźle namieszać w głowie. :)
UsuńZastanawiałam się nad nią. Teraz widzę, że warto zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńWarto do niej zajrzeć i chociaż trochę wziąć sobie ją do serca. :)
UsuńTej książki nie czytałam, ale na pewno warto stosować się do zaleceń w niej zawartych. Ja staram się stosować taką dietę i muszę powiedzieć, że dzięki temu nie łykamy z mężem pastylek standardowo zapisywanych przez lekarzy typu: na cholesterol, na nadkwasotę, na cukier, itd.
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze długa droga do takiej diety, ale jestem w stanie uwierzyć w jej moc, więc mam nadzieję, że krok po kroczku i dobrnę do celu. :)
UsuńJa przyznam, że lubię sobie niezdrowo zjeść.. Teraz akurat jestem w ciąży, więc staram się przynajmniej jeść regularnie, ale też od 6 miesiąca mam zachcianki na słodycze. Zapiszę sobie tytuł książki, na pewno się przyda :)
OdpowiedzUsuńMnie w ciąży spektakularne zachcianki ominęły. Mąż nie musiał w nocy latać do sklepu. :) Za to musiałam jeść często, bo inaczej padałam z głodu. Nawet w nocy zdarzało mi się wstawać, żeby wypić kubek kefiru. :) Książkę polecam!
Usuń