K. A. Kowalewska "Pijany skryba"

K. A. Kowalewska "Pijany skryba"
O tym, że uwielbiam czytać książki, chyba nikomu z Was nie muszę mówić. W końcu gdyby było inaczej, to nie byłoby tego bloga. Kocham książki i to praktycznie wszystkich gatunków. Sięgam po kryminały, klasykę, powieści obyczajowe, historyczne, fantastykę, reportaże, poradniki... Przez to, że jestem tak mało wybredna gatunkowo, niemal każda książka wydaje mi się smakowitym kąskiem, dlatego moja biblioteczka powiększa się w zawrotnym tempie. Dzięki mojej blogowej działalności zasila je też sporo egzemplarzy recenzenckich i na tym polu szczególnie mocno widać moją słabość, bo odrzucam niewiele ofert, a gdy już to robię, to zawsze z wielkim bólem serca... Niestety nie mam nieograniczonego czasu na czytanie, więc czasami muszę komuś podziękować. Zresztą i tak mam ogromne zaległości czytelnicze, w tym również recenzenckie, chociaż pod tym względem i tak spisuję się najlepiej... Pewnie gdybym czytała tylko kryminały byłoby łatwiej, ale tak nie jest i dzięki temu jest zdecydowanie ciekawiej. Uwielbiam przegryźć soczysty kryminał jakąś klasyką, potem sięgnąć po ciekawą powieść obyczajową. Czasami też chętnie zabieram się za czytanie czegoś lekkiego, bo i na typowo rozrywkowe tytuły spoglądam łaskawym okiem. Do takich właśnie pozycji zaszufladkowałam "Pijanego skrybę" Kasi Kowalewskiej, ale czy słusznie?

Kasię miałam okazję poznać wirtualnie przy okazji projektu "Wykup słowo", dzięki któremu powstała antologia "Autostop(y)". Dziewczyny zamarzyły, że wydadzą książkę i oczywiście im się to udało. Od samego początku trzymałam za nie kciuki. Na tamtą książkę składa się dziewięć opowiadań, każde autorstwa innej z pań. Jedno z nich, zatytułowane "Futro", napisała właśnie Kasia Kowalewska. Przy okazji muszę się trochę pokajać, bo dziewczyny sprezentowały mi egzemplarz książki "Autostop(y)", a ja jeszcze nie zabrałam się za jej czytanie... To wszystko przez tę moją literacką zachłanność. Obiecuję poprawę i mam nadzieję, że niebawem wyskrobię trochę czasu dla tej antologii i będę Wam mogła o niej opowiedzieć. Jestem jej bardzo ciekawa, ale przewrotnie zabieram się ciągle za inne tytuły. Tym razem padło na "Pijanego skrybę".

Głównym bohaterem tej książki jest Maciek. Poznajemy go, gdy ma akurat randkę. Je romantyczną kolację z Kingą, z którą próbuje go zeswatać przyjaciel. Być może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby dziewczyna zaserwowała na ten posiłek jakiekolwiek inne danie, ale traf chciał, że uraczyła ona Maćka owocami morza. Chłopak wiedział, że nie wypada odmówić. W końcu Kinga zadała sobie wiele trudu, by przygotować ten posiłek i teraz bacznie obserwuje swojego gościa, czy mu smakuje. Maciek skubie trochę sałatę, ale "robale" cały czas omija. Jednak gdy Kinga zaczyna się dopytywać, czy nie smakują mu owoce morze, chłopak zbiera się na odwagę i zaczyna jeść małże... Niestety ich smak kojarzy mu się z wodorostami i butwiejącym zielskiem. Jako że te skojarzenia nie są zbyt apetyczne, treść żołądka Maćka szybko zaczyna się podnosić, tak szybko, że chłopakowi nie udaje się dotrzeć do toalety i wymiotuje  w przedpokoju na wypasioną tapetę w stylu safari... Tu kończą się uprzejmości. Maciek zostaje z hukiem wyrzucony z mieszkania Kingi. Nie jest to niestety koniec jego problemów na ten dzień...

Trzeba przyznać, że kłopoty bardzo lubią Maćka. Mam wrażenie, że czasami sam je na siebie ściąga, bo zamiast najprostszego rozwiązania, często wybiera to najbardziej ryzykowne. Chłopak ma dosyć luźne podejście do życia. W swojej dotychczasowej egzystencji nie przepracował jeszcze ani jednego dnia, a mimo to jakoś sobie radzi. Głownie dzięki dziadkowi, który dał mu pieniądze na mieszkanie, a do tego wspierał wnuka finansowo, nawet zza grobu. Tak było przynajmniej dopóki żył brat dziadka, który to bardzo skrupulatnie wypełniał jego ostatnią wolę. Gdy Stanisław umarł, to jego syn zajął się finansami Maćka. Jednocześnie okazało się, że Stan Junior nie jest dla chłopaka zbyt łaskawy... Jednak Maciek będzie walczyć o swój majątek i nie zamierza się łatwo poddać. Pomogą mu w tym dwaj bracia – Mariusz i Sylwek.

Jest to zabawna historia, z dużym przymrużeniem oka, pełna absurdów i szalonych pomysłów. Przygody naszych bohaterów, jak i oni sam, są niesamowicie przerysowane. Szybko okazuje się, że po tej fabule można się spodziewać wszystkiego. Team Maciej, Sylwek i Mario jest bardzo zabawny, niekiedy trochę żałosny, ale bardzo sympatyczny. Przy nich nie można się nudzić. Panowie potrafią skomplikować najmniejszy nawet problem, a przy okazji kilkakrotnie oberwać...

Jeżeli macie ochotę na lekką i zabawną historię, to "Pijany skryba" z pewnością będzie dobrym wyborem. Jest on świetnym lekiem na chandrę i gorszy dzień. Dzięki niemu nie raz się uśmiechniecie i pewnie kilka razy wybuchniecie śmiechem. Myślę, że polubicie też naszych głównych bohaterów i z zapartym tchem będziecie śledzić ich szalone losy.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania tej książki serdecznie dziękuję autorce. Kasiu, to ja czuję się zaszczycona. 
 K.A. Kowalewska


K.A. Kowalewska, Pijany skryba, Sumptibus, 2015,
ISBN: 978-83-64756-22-1,
Str. 258.

Książka bierze udział w wyzwaniach:     "Klucznik""Polacy nie gęsi""Przeczytam tyle, ile mam wzrostu" (1,9 cm, razem 102,9 cm).

Komentarze

  1. Uwielbiam jak książka jest napisana z poczuciem humoru i potrafi wywołać na mojej twarzy szeroki uśmiech, dlatego na pewno będę mieć tą książkę na uwadze :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio moje poczucie humoru coś ''kuleje'', gdyż czytałam kilka niby zabawnych powieści, a w ogóle mnie nie śmieszyły. Dlatego też raczej nie skuszę się na powyższą pozycję, choć nie skreślam jej całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że u mnie jest podobnie. Bardzo rzadko zdarza mi się parskać śmiechem w trakcie czytanie. Tu kilka razy się to udało. Chyba trzeba trafić na autora z podobnym poczuciem humoru. :)

      Usuń
  3. Ja również niebawem napiszę o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja także nie jestem wierna jednemu rodzajowi literatury. Czytam w zależności od nastroju. Książka z przymrużeniem oka, pełna absurdów jest w sam raz na letnie upalne dni, więc ten "Pijany skryba" (intrygujący tytuł ;)) jako lektura lekka i przyjemna brzmi zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może za jakiś czas przeczytam,bo zachęca mnie ten humor i możliwość książki bycia lekiem na chandrę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam podobnie , czytam, co tylko wpada mi w ręce, czasami krócej, czasami dłużej. Potrafię się jakby przestawić. Pośmiać się także lubię, więc książka, którą dziś proponujesz, z przyjemnością dopiszę do listy:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba sobie trochę życie urozmaicać, bo było by nudno. Mam nadzieję, że "Pijany skryba" wywoła na Twojej twarzy uśmiech i to nie jeden. :) Pozdrawiam

      Usuń
  7. I mnie czasem nachodzi na lekkie i zabawne historie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również, więc książkę jak najbardziej będę mieć na uwadze :)

      Usuń
    2. Życzę Wam dziewczyny dużo uśmiechu w trakcie czytania tej książki. :)

      Usuń
  8. "Trzeba przyznać, że kłopoty bardzo lubią Maćka. Mam wrażenie, że czasami sam je na siebie ściąga, bo zamiast najprostszego rozwiązania, często wybiera to najbardziej ryzykowne" - to mój ulubiony fragment recenzji, bo tak sobie myślę: haha, to ja ściągnęłam na niego te wszystkie kłopoty :-)
    Ślicznie dziękuję za recenzję, a niezdecydowanych zachęcam do poznania Maćka, bo to w gruncie rzeczy dobry chłopak, obibok, ale jak trzeba, to i kurę rzuci ;-)
    Pozdrawiam,
    Kasia Kowalewska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za ten mile spędzony z Maćkiem czas, za sporą dawkę dobrego humoru! Maciek to równy gość. :)
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty