Elizabeth Haran "Rzeka przeznaczenia"
Muszę przyznać, że nie miałam w planach przeczytania "Rzeki przeznaczenia" Elizabeth Haran. Dlaczego? Po pierwsze do niedawna miałam spore zaległości recenzenckie (dziękuję wszystkim za cierpliwość!), więc jeśli nie byłam przekonana do jakiejś książki, to nie rzucałam się łapczywie na egzemplarz recenzencki. Tak było właśnie w tym przypadku. Pomyślałam, że "Rzeka przeznaczenia" to typowy romans, na który nie miałam akurat ochoty. Dziwnym zbiegiem okoliczności książka i tak do mnie trafiła. Przeleżała sporo czasu na półce, ale w końcu zabrałam się za tę lekturę i o dziwo dałam się pochłonąć "Rzece przeznaczenia".
Echuca. Rok 1866. Spełniło się marzenie Joego i Mary Callaghanów – dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia stali się właścicielami parowca. Nie mogli uwierzyć w swoje szczęście, w to, że PS "Marylou" należy do nich, że stanie się ich prawdziwym domem. Mary nie mogła powstrzymać łez szczęścia.
Podczas poprzedniego pobytu w mieście Joe zatrudnił Neda Gilforda do pomocy na statku, ale bynajmniej przy wyborze pracownika nie kierował się jego doświadczeniem z silnikami parowymi, a dobrym sercem. Mężczyzna potrzebował pracy, a nie był już najmłodszy, więc nikt go nie chciał zatrudnić. Joe się nad nim zlitował. Teraz wraz żoną w trójkę stanowili dosyć oryginalną załogę. Mary nie umiała pływać, Joe nigdy nie sterował parowcem po rzece, a Ned dziwnie kulał, co nie wróżyło najlepiej na przyszłość...
Pierwszy rejs parowcem sprawił Joemu dużo radości. Wieczorem zacumowali koło Boora Boora. Ned rozbił obozowisko na brzegu, podczas gdy Mary i Joe zostali sami na pokładzie i mogli i się cieszyć pierwszą nocą w nowym "domu".
Ned nie mógł spać. Niewyobrażalnie bolała go noga, ale nie mógł się do tego przyznać przed pracodawcą. Bał się, że może stracić przez to posadę. Nagle Ned usłyszał szelest, a potem stłumiony krzyk. Zdziwił się, pomyślał nawet, że chyba się przesłyszał, jednak po chwili krzyk się powtórzył, tym razem był pełen udręki. W oddali zobaczył też jakiś cień, a potem nadpłynęła w jego pobliże mała balia, z której dobiegał płacz niemowlęcia.
Ned zareagował błyskawicznie. Wdrapał się na pokład, obudził Joego i Mary po czym tak jak stał, wskoczył do wody, by ratować dziecko. Mężczyzna dopłynął do bali, ale powrót nie był już taki łatwy. Ned był zmęczony, buty ciągnęły go na dno, a do tego prąd nie ułatwiał mu powrotu na brzeg. Na szczęście Joemu przy pomocy liny udało się wyciągnąć z wody mężczyznę i dziecko.
Mary i Joe od lat byli małżeństwem, ale nie mieli dzieci. Dawno stracili nadzieję na to, że mogłoby się to jeszcze zmienić. Mary rozpłakała się na widok bezbronnego, porzuconego maleństwa. W trójkę zastanowili się, co zrobić z dzieckiem, w końcu po namowach Neda postanowili je zatrzymać. Dopiero sprowadzili się w to miejsce, więc nikt nie będzie się dziwił skąd nagle w ich rodzinie pojawiło się dziecko. Mała potrzebowała miłości, a oni byli w stanie ją jej dać. Francesca Starr Callaghan stała się nowym członkiem ich rodziny.
Minęło siedemnaście lat. Francesca wróciła do Echucy po długiej nieobecności. Najpierw pobierała naukę na Pensji dla Dziewcząt Pembroke w Malvern, a potem miała prowadzić księgowość u Franka i Idy Kennedych, przyjaciół Mary i Joego. Praca wydawała się idealna dla młodej dziewczyny, jednak szybko okazało się, że zamiast skupiać się na rachunkowości, musiała się zajmować ciągle powiększająca gromadą dzieci Kannedych, a rachunki schodziły na drugi plan. Zirytowana tą sytuacją postanowiła wrócić do ojca, chociaż trochę obawiała się jego reakcji.
Francesca wkroczyła na przystań i natychmiast wzbudziła zainteresowanie niemal wszystkich mężczyzn. Nic w tym dziwnego, bo wyrosła na piękną kobietę, a do tego ubrana była niczym prawdziwa dama. Trudno było się oprzeć jej urokowi, więc już po kilku dniach trzech mężczyzn było w niej zakochanych do szaleństwa i każdy z nich chciał ją mieć... Okazało się też, że był to bardzo dobry moment na powrót do domu. Ojciec był na skraju bankructwa i tylko ona mogła mu pomóc wykaraskać się z kłopotów.
Fabuła zapowiada prawdziwy, płomienny romans i tak jest w rzeczywistości. "Rzeka przeznaczenia" to historia burzliwej miłości, pełna namiętności, szalonych zwrotów akcji. Czytając tę powieść czułam się trochę, jak podczas oglądania telenoweli brazylijskiej, bo losy naszych bohaterów są bardzo zagmatwane, wielu z nich skrywa jakieś tajemnice, które za wszelką cenę chcą zachować wyłącznie dla siebie. Wszystko jest tu możliwe, intryga goni intrygę, nie brakuje złych charakterów, które po trupach dążą do celu. Walka z nimi uczciwymi metodami zdaje się być z góry skazana na porażkę...
Muszę przyznać, że dałam się wciągnąć tej historii. Ani przez chwilę nie żałowałam, że zabrałam się za jej czytanie. Opowieść pochłonęła mnie bez reszty i niczym pensjonarka czytałam ją z wypiekami na twarzy. Lektura idealnie wpasowuje się w wakacyjny klimat, jest świetnym relaksem, odskocznią od codziennych problemów. Czy jest pozbawiona wad? Moim zdaniem nie. Momentami miałam wrażenie, że jest bardzo schematyczna, że wszystko w niej jest czarne albo białe, a przemiany niektórych bohaterów zbyt melodramatyczne, jednak ani trochę nie psuło mi to przyjemności z czytania.
Myślę, że "Rzeka przeznaczenia" to idealna lektura dla wielbicieli płomiennych romansów. Książka zabiera czytelnika w piękne australijskie plenery, świetnie opisuje życie ludzi pracujących i jednocześnie mieszkających na parowcach. Zwraca uwagę też na różnice klasowe, na to, że osoby bogate i wpływowe wykorzystują swoją pozycję i to często do niecnych celów.
Oczywiście polecam!
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.
Elizabeth Haran, Rzeka przeznaczenia, Akurat, 2015,
ISBN: 978-83-7758-388-3,
Str. 2015.
Książka bierze udział w wyzwaniach: "Klucznik", "Historia z trupem" oraz "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu" (3,3 cm, razem 156,1 cm).
Na koniec chciałabym Wam przypomnieć o konkursie. Jeszcze przez tydzień możecie spróbować swojego szczęścia i zawalczyć o "Próżną" Sylwii Zientek. Zapraszam!
Świetna książka, a każda kolejna strona pochłania jeszcze bardziej :) Mam w planach sięgnąć po inne pozycje tej autorki.
OdpowiedzUsuńJa również. :)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, ale mam na nie ogromną ochotę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że spełnią Twoje oczekiwania. :)
UsuńHistorie miłosne to przecież opowieści o życiu. Znane naszym sercom, a przez to bliskie. Jeśli są opowiedziane w taki sposób, że budzą w nas ciepło, to wspaniale. Myślę, że dobrze jest czasami zanurzyć się w książkę, która jest jak wygodny, miękki, przepastny fotel, w którym można cudownie odpocząć.
OdpowiedzUsuńJak zawsze pięknie powiedziane. :)
UsuńHmm, zdecydowanie nie w moim stylu, choć uwielbiam wiek XIX. i początek XX. Mimo wszystko mnie nie przekonuje:)
OdpowiedzUsuńW moim niby też nie, a jakie zaskoczenie. :)
UsuńNa pewno przeczytam, bo "Szept wiatru" bardzo mi się podobał. A póki co powyższy tytuł czyta moja mama, ale jeszcze nie zrelacjonowała mi co i jak :D
OdpowiedzUsuńJa natomiast chętnie sięgnę po inne tytuły tej autorki. :)
UsuńUwielbiam takie wciągające powieści. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPolecam!
UsuńPłomienne romanse lubię czytać, więc myślę, że w powyższej książce znajdę coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. :)
UsuńJa też jestem zwolennikiem takiego gatunku, czemu nie? Tym bardziej, że Twoja recenzja bardzo wciągająca, bardzo, już prawie się dowiedziałam, co dalej...a tu stop, sięgnij po książkę, W bardzo dobrym miejscu przestałaś "opowiadać"...Zachęciłaś na maksa. Ściskam:)))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się wyczuć odpowiedni moment, co wcale nie jest takie łatwe. :)
UsuńDziękuję i oczywiście polecam.
Serdeczności!
Płomienny romans przeczytam, ale muszę mieć pewność, że jest wybitny. Nie chcę tracić czasu na czytanie byle jakich romansów, bo ten rodzaj literatury aż tak bardzo mnie nie interesuje :)
OdpowiedzUsuńTo chyba podobnie jak ja. Ten mnie bardzo zaskoczył, więc polecam!
UsuńDawno nie czytałam historii burzliwej miłości.. Hmm co do książki mam mieszane uczucia, ale może dam jej jednak szansę :))
OdpowiedzUsuńJa też miałam mieszane uczucia, a okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. :)
Usuń