Cecelia Ahern "Love, Rosie"
Zdradzę Wam, że mamy w domu mały problem z ekranizacjami, bo ja nie chcę ich oglądać dopóki nie przeczytam książki. W konsekwencji tego mamy mnóstwo planów filmowych, a ja jakoś nie za bardzo posuwam się z czytaniem powieści, na których podstawie zostały nakręcone te filmy. Zwykle po haśle męża, że chce coś obejrzeć, szukam odpowiedniej książki, zazwyczaj nawet ją kupuję, ale niestety nie mogę się wyrobić z czytaniem. O dziwo udało mi się niedawno przeczytać "Love, Rosie" Cecelii Ahern, powieść wcześniej wydaną pod tytułem "Na końcu tęczy". Mój mąż chyba nie miał w planach oglądania akurat tego filmu, ale myślę, że uda mi się go namówić. Autorka słynie z bardzo romantycznych i wzruszających historii. Najbardziej znana to "PS Kocham Cię".
Opowieść zaczyna się kilka dni przed siódmymi urodzinami Alexa. Alex i Rosie znają się od piątego roku życia i są niemal nierozłączni. Siedzą w szkole w jednej ławce, a potem całe popołudnia spędzają razem. Mimo to wysyłają jeszcze do siebie mnóstwo liścików. To właśnie z listów, notatek, e-maili, kartek, SMS-ów składa się ta książka. Mamy tu korespondencję między tą dwójką dzieciaków, ich rodzicami, dyrekcją szkoły i innymi osobami, które pojawiają się i znikają z życia Alexa i Rosie. Niestety sielanka nie trwa wiecznie. Ich przyjaźń zostaje wystawiona na dużą próbę, gdy ojciec Alexa dostaje pracę w Bostonie i wraz z całą rodziną opuszcza Dublin. Czy mimo dużej odległości uda im się utrzymać znajomość?
Jest to opowieść o wspaniałej przyjaźni, ale też o miłości. W życiu Rosie i Alexa nie brakuje zawirowań losu, które wielokrotnie niszczą ich plany i marzenia. Ale są też szczęśliwe chwile, do których zawsze warto powracać. Jak to zwykle w życiu bywa, wspaniałe momenty przeplatają się z dramatami.
Jak już wcześniej wspomniałam, cała książka składa się z różnego rodzaju korespondencji i zapisków. Dzięki temu czyta się ją bardzo szybko. Autorka okrasiła tę książkę całym mnóstwem różnego rodzaju błędów, bo w końcu prywatne zapiski czy liściki często nie są ich pozbawione, szczególnie gdy ich autorami są kilkuletnie dzieciaki. Myślę, że lektura „Love, Rosie” może pogłębić problemy z ortografią, przynajmniej w niektórych przypadkach. Mistrzem pod tym względem jest Alex, który nawet będąc dorosłym i wykształconym mężczyzną, cały czas ma problemy z prawidłowym napisaniem słowa „wiem”.
Przyjemnie czyta się takie liściki. Niektóre naprawdę mnie rozbawiły, ale muszę też przyznać, że jednak czasami brakowało mi trochę tradycyjnej narracji, plastycznych opisów, które rozbudziłyby moją wyobraźnię. Mam wrażenie również, że niektóre fragmenty były nieco słabsze, a nawet kilkakrotnie powiało lekko nudą, ale bynajmniej nie zniechęciło mnie to do lektury, bo byłam bardzo ciekawa dalszego ciągu. W zasadzie uporałam się z tą lekturą w jeden wieczór i sporą część nocy. W pewnym momencie nie mogłam już sobie pozwolić na jej odłożenie i pójście spać. Musiałam ją doczytać do końca i tak też zrobiłam. Był to z pewnością bardzo mile spędzony czas, świetna rozrywka, idealne wypełnienie zimowego wieczoru. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytania zębami, bo nasi bohaterowie potrafią być okropnie denerwujący, a ich wybory niezrozumiałe, czasami wprost szalone. Ale też trzeba przyznać, że Cecelia Ahern nie poskąpiła im różnych nieszczęść. Wiadomo, że to życie pisze najbardziej nieobliczalne scenariusze i być może to wszystko, co wymyśliła autorka, faktycznie mogłoby się wydarzyć, ale w trakcie lektury ma się chwilami wrażenie, że pech trochę za bardzo rozgościł się na kartach "Love, Rosie".
Czy polubiłam bohaterów książki? Tak, ale były też momenty, kiedy miałam ochotę wstrząsnąć nimi, na nich nakrzyczeć, powiedzieć, żeby się ogarnęli... Albo najzwyczajniej w świecie rzucić książką o ścianę. Z drugiej jednak strony byłam bardzo ciekawa zakończenia, więc tego nie zrobiłam. Jakoś przetrwałam te wszystkie zawirowania losu i dobrnęłam do finału powieści. Teraz już na chłodno mogę spokojnie przyznać, że lubię takie emocjonujące lektury, chociaż nie da się ukryć, że potrafią one doprowadzić czytelnika do szewskiej pasji.
Nie da się ukryć, że była to przyjemna lektura, dlatego polecam ją szczególnie amatorom słodko-gorzkich historii i oczywiście fanom autorki. Tym, którzy lubią czytać książki w epistolarnej formie, a już szczególnie tym, którzy nie cierpią długich opisów, które owszem wzbogacają powieść, ale nie da się ukryć, że spowalniają też tempo akcji.
Moja ocen: 7/10
Cecelia Ahern, Love, Rosie, Wydawnictwo Akurat, 2014,
ISBN: 978-83-7758-746-1,
Str. 512.Książka bierze udział w wyzwaniach: "Czytam zekranizowane powieści", "Klucznik", "Historia z trupem" oraz "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu" (3,2 cm, razem - 22,5 cm).
Mam już tę książkę na liście i chociaż nie zawarłam jej w pierwszej piątce, to na pewno ja kupię, za bardzo kusi ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam ją przeczytać, bo mnie też bardzo kusiła. :)
UsuńBardzo chciałabym ją przeczytać :) mam nadzieję, że szybko uda mi się to zrobić bo chcę również obejrzeć film :D
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję na seans i to w niezbyt odległej przyszłości. :)
UsuńPo prostu kocham :)
OdpowiedzUsuńAż Ci troszkę zazdroszczę tej miłości. :)
UsuńMnie z kolei zachwyciła, ale może dlatego, że czasem potrzebuję takich historii, które uświadamiają mi, że nie muszę daleko jeździć/latać, bo bliscy mieszkają niedaleko...
OdpowiedzUsuńTo wspaniale, że książka trafiła do Twojego serducha. :)
UsuńKsiążkę czytałam, ale niestety nie przypadła mi do gustu. Sama historia jest świetna, ale jej forma przekazu strasznie mnie irytowała.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku na szczęście nie było tak źle, ale momentami zgrzytałam zębami... W innej formie to mogłaby być cudowna powieść.
UsuńKsiążka czeka na moim przyłóżkowym stosiku, więc wkrótce się z nią zapoznam :). Będzie to moje pierwsze spotkanie z p.Ahern - mam więc nadzieje, że udane :)
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę i czekam na recenzję. :)
UsuńKsiążka fajna, ale film, nie wierzę, że to piszę, jeszcze lepszy :)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaskoczyłaś. Muszę go koniecznie zobaczyć. :)
UsuńMam w domu od dawna, muszę w końcu przeczytać. Mam to samo z filmami :D Najpierw chcę przeczytać zawsze książkę , dopiero potem mam chęć na ekranizację :))
OdpowiedzUsuńPrzyjemnej lektury!
UsuńDziś przypadkiem byłam w empiku a tu na półkach "Love, Rosie" w promocji za 19.99. No i się skusiłam. Ech, ja i moja słaba wola.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię. Też niestety nie mam zbyt silnej woli, na szczęście tylko w kwestii książek. :)
UsuńA do kiedy jest ta promocja? (:
UsuńUwielbiam tę książkę, generalnie Ahern jeszcze mnie nie zawiodła. A co do irytacji, oj tak, ta emocja towarzyszyła mi przez 3/4 powieści ;)
OdpowiedzUsuńZ ciekawości lecę przeczytać Twoją recenzję. :)
UsuńChętnie bym przeczytała :))
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę. :)
UsuńHmmm...pamiętam, jak czytałam "P. S. Kocham Cię" byłam nią zachwycona, mam ją nawet na półce, pożyczałam tę pozycję wszystkim koleżankom, ale to jednak była ładnych parę lat temu...Chyba jednak jestem w innym miejscu, niż wtedy...Forma proponowanej książki rzeczywiście zachęca do zapoznania się z nią, Twoja recenzja także, więc może...:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że z wiekiem inaczej odbiera się dane książki. Nie wiem, czy "Love, Rosie" przypadnie Ci dzisiaj do gustu, ale warto spróbować. :) Serdecznie pozdrawiam!
UsuńPrzeczytałam "Zakochać się" i stałam się fanką autorki, tak bardzo spodobała mi się ta książka. Cieszę się bo "Love, Rosie" czeka już na mojej półeczce :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że "Love, Rosie" też pokochasz. :)
UsuńMnie ta książka nie porwała. Właśnie pisanie za pomocą liścików, maili i tak dalej do mnie nie przemawia ;)
OdpowiedzUsuńTaka forma jest dość ryzykowana i stąd pewnie tyle skrajnych opinii na temat tej książki.
UsuńPomimo wcześniejszych moich negatywnych podejść do tej książki, teraz naszła mnie na nią ochota.
OdpowiedzUsuńKobieta zmienną jest. :)
UsuńJestem już po lekturze i uważam, że to świetna książka. Mnie też zachowania bohaterów czasami irytowały, ale i tak ich polubiłam.
OdpowiedzUsuńTeż odczuwałam sympatię na przemian z irytacją. :)
UsuńPoszukam tej książki... acz kolwiek jeszcze pod starym tytułem, bo cena będzie rozsądniejsza ;)
OdpowiedzUsuńCałkiem możliwe. :)
UsuńA mnie jakoś do tej książki nie ciągnęło i nie ciągnie nadal...
OdpowiedzUsuńCóż, nic na siłę. :)
UsuńTakiej literatury niestety nie czytuje.
OdpowiedzUsuńW związku ze zmianą nazwy mojego bloga pojawił się problem dotyczący obserwowania. Moje posty nie są wyświetlane w Twoim pulpicie nawigacyjnym. Aby to zmienić należy odobserwować mnie i zaobserwować na nowo. Mam nadzieję, że nie sprawi Ci to żadnego problemy. Natomiast dzięki temu będziesz na bieżąco z nowymi postami.
Pozdrawiam.
OK. Idę Cię na nowo zaobserwować. :) Pozdrawiam.
UsuńOj mam na nią apetyt
OdpowiedzUsuńTo daj się skusić. :)
UsuńO Boziu, muszę w końcu ogarnąć moją recenzję tej książki, bo ciągle mam jakieś luźne zdania bez ładu i składu...
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam, co z tego wyszło. :)
UsuńMam wielki zamiar ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńŻyczę więc przyjemnego czytania. :)
UsuńCzytałam kilka książek autorki i bardzo mi się podobały tę też będę chciała przeczytać.
OdpowiedzUsuńRaz czytam, że dobra, raz, że niekoniecznie. Zgłupieć można. :P
OdpowiedzUsuńTo chyba za sprawą formy tej książki. Jeżeli nie rażą Cię błędy, a liściki dzieciaków uważasz za słodkie, to jest szansa, że "Love, Rosie" Ci się spodoba, ale gwarancji niestety nie ma. Trzeba zaryzykować. :)
UsuńJa jestem fanką i dla mnie własnie taka była ta powieść ;) Słodko-gorzka:) Lubiłam mejlowe rozmowy Ruby i Rosie - były zabawne :)))))
OdpowiedzUsuńSporo było zabawnych maili i liścików. Cieszę się, że Ciebie ta książka aż tak oczarowała.
UsuńWłaśnie jestem w trakcie czytania i... o boże! ta książka jest cudowna! :) Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzję. :)
UsuńCzytałam różne opinie o tej książce i póki co wstrzymam się z zakupem :) Na półce mam "Zakochać się" się tej autorki, więc to ją wybiorę wcześniej, by sprawdzić czy odpowiada mi jej styl :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dasz się przekonać do autorki. :)
UsuńTo na starość jak już przeczytasz te wszystkie książki to nie będziesz robiła nic innego tylko z mężem oglądała wszystkie zaległe filmy :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. :)
UsuńUrocza okładka :)
OdpowiedzUsuńchętnie bym przeczytała!
Mam nadzieję, że się uda. :)
UsuńRecenzja ciekawa, ale po książkę nie sięgnę :) Dlaczego? Bo nie mogłabym ścierpieć fragmentów napisanych z błędami ortograficznymi. Zgadzam się z Tobą, że taka książka może pogłębić u czytelników problemy z ortografią.
OdpowiedzUsuńJeżeli jesteś wyczulona na tym punkcie, to zdecydowanie odradzam. :)
UsuńPróbowałam przeczytać prezentowany przez Ciebie fragment książki, ale na próbach się skończyło. Męczyła mnie forma. Błędy językowe też. Może szkoda, bo piszesz o niej tak fajnie... Jednak sposób opowiedzenia historii przez autorkę stał się dla mnie przeszkodą nie do pokonania.
OdpowiedzUsuńA co do rzucania książką o ścianę... Takie pragnienie miałam jedynie raz czytając "Dobrą terrorystkę" Lessing. I też pomimo tego doczytałam do końca.
Zachwyca mnie siła słowa, która umie obudzić emocje. Piękne :)
Doskonale Cię rozumiem. Przez tę formę nie jest to lektura dla każdego i pewnie stąd te bardzo skrajne opinie na jej temat.
UsuńTeż jestem pod wrażeniem, jeśli ktoś potrafi mnie słowem i to niedotyczącym mnie bezpośrednio, wyprowadzić z równowagi. Takie książki się długo pamięta.
Pamiętam moje polowanie na tę ksiażkę, gdy jeszcze funkcjonowała jedynie w starym wydaniu - matko cóż to była za walka! Pewnie dlatego ksiązka, gdy już znalazła się wtedy w moich rękach, bardzo mnie rozczarowała. Spróbuję do niej wrócić w najbliższym czasie, by porównać swoje własne wrażenia;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, skoro włożyłaś tyle wysiłku w jej zdobycie, to nie dziwię się, że oczekiwałaś arcydzieła. Jestem ciekawa, jak spojrzysz na tę książkę dzisiaj.
UsuńMam ochotę zabrać się za tą książkę, głównie ze względu na jej formę i na to, że jest dość często i gęsto polecana ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę więc przyjemnego czytania!
Usuń