Julian Hardy odpowiada na Wasze pytania. Rozstrzygnięcie konkursu.
Konkurs z "Jazdą na rydwanie" już za nami. Mogliście wygrać jeden z trzech e-booków tej powieści. Zgłosiły się tylko trzy osoby, więc każda może się czuć zwycięzcą. Dla porządku wymienię laureatów:
- Magda Zając,
- Księgozbiór Kasiny,
- dp polewka.
Dziewczyny, gratuluję, bardzo dziękuję Wam za udział w zabawie i ciekawe pytania. Julian Hardy już zdążył na nie odpowiedzieć i jego wypowiedzi możecie przeczytać poniżej. Wypatrujcie maili z e-bookami!
Skąd
pomysł na książkę, którą można przypisać tak wielu gatunkom?
Na
samym początku była wyobraźnia, która w żaden sposób nie
ograniczana, układała w mojej głowie pewną historię. W tym
stanie pozwalam myślom płynąć swobodnie. Mam tak od zawsze.
Przypuszczam, że takich opowiadań ułożyło mi się w głowie
kilkaset. Krótszych i dłuższych. To jednak było pierwszym tak
spójnym i ciekawym, że wydało się warte zapisania. Kiedy już
cała historia z wyjątkiem początku i zakończenia była zapisana w
pamięci, zdecydowałem się na pisanie. Podobnie jak w przypadku
wymyślania treści, nie musiałem się wysilać. Słowa same płynęły
wartkim nurtem, a ja nie nadążałem z ich zapisywaniem. Czynność
pisania, odpowiadająca za formę, również odbywało się poza
świadomością. Kiedy zaczynałem pisać, wydawało mi się, że
będzie to powieść przygodowa. Jednak to co się zapisywało było
bardziej złożone. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ miałem
takie ambicje, jednak zanim zabrałem się za pisanie, nie
przypuszczałem, że zdołam je zrealizować. Powracając do pytania,
jednym zdaniem mogę odpowiedzieć, że nie było takiego pomysłu,
po prostu tak mi się samo napisało. Podejrzewam, że trudno w to
uwierzyć. Ale taka jest prawda. Całą powieść napisałem w 100
dni. Jeżeli uwzględnimy jej objętość, widać że inaczej być
nie mogło. Prawdą jest również, że po postawieniu ostatniej
kropki pracowałem nad tekstem jeszcze dwa lata. Okazało się, że w
tym co napisałem roiło się od błędów. Było ich kilka, może
nawet kilkanaście tysięcy. Głównie redakcyjnych, ale i
interpunkcyjnych, a nawet ortograficznych. To zrozumiałe, nie jestem
zawodowym pisarzem, nie mam warsztatu, więc musiałem nadrabiać
pracowitością. Fabuły już jednak nie zmieniałem. Podsumowując,
mogę zaryzykować twierdzenie, że w obecnej formie powieść
zawiera około 2/3 oryginalnego tekstu, jaki się wyłonił z mojej
głowy. Pozostała 1/3 jest wynikiem mrówczej pracy.
Kto
jest dla Pana autorytetem i wzorem do naśladowania?
Wiele
lat temu przeczytałem „Brązowników” Boya. Z przykrością
muszę stwierdzić, że nic się nie zmieniło. Nadal mamy skłonność
do tworzenia monumentalnych cokołów, z brązu albo ze słów, na
których ustawiamy różne podejrzane indywidua. Przez całe życie
unikałem autorytetów. Może dlatego, że nigdy się na kogoś
takiego osobiście nie natknąłem. Bardzo żałuję. Do cudzych
opinii nie jestem zbytnio przywiązany, więc i bez autorytetów
jakoś mi się żyło. Okazało się, że postaci z cokołów mojej
młodości zostały brutalnie zrzucone, a te nowe nie wzbudzają
zaufania. Może dlatego, że za dobrze znam historię i wiem jak
zakłamana bywa prawda, którą poznajemy. Jedynym wyjątkiem jest
literatura, w której, jak najbardziej, znalazłem wiele wspaniałych
autorytetów. Jest grupa pisarzy, których wyjątkowo cenię. Graham
Greene, Romain Gary [pojawia się pod koniec powieści jako Reginald
Gary], J. B. Priestley i wielu innych. Ze współczesnych - Arturo
Perez Reverte. Jeżeli idzie o wzory do naśladowania, to
zdecydowanie biznesmeni, którzy osiągnęli sukces, a przy okazji
bezinteresownie zrobili wiele dobrego dla innych.
Czy
zdradziłby Pan (przynajmniej cząstkę) jak wyglądały prace
przygotowawcze do tej książki/zbieranie materiałów?
Na
to pytanie odpowiedziałem już pośrednio. Przed rozpoczęciem
pisania niczego nie zbierałem. Byłem w uprzywilejowanej sytuacji,
ponieważ wszystkie zdarzenia o których piszę lepiej albo gorzej
znałem. A jak się wie czego szukać, wystarczy Wikipedia. Tylko
jeden temat wymagał większej dociekliwości. Sytuacja w Niemczech
po zakończeniu wojny. Spotkałem kiedyś człowieka, który mieszkał
w Hamburgu bezpośrednio po wojnie, jednak z rozmów z nim wiele nie
zapamiętałem. Jedynie ogólne wrażenia. Dlatego, kiedy zmęczyłem
się pisaniem i potrzebowałem relaksu, czytałem wszelkie dostępne
materiały.
Jak
w głowie pisarza rodzą się charaktery bohaterów jego książki i
ich motywy? Czy autor wzoruje się na swoim alter ego, bliskich,
znajomych? Jak to wygląda na podstawie doświadczenia w tworzeniu
,,Jazdy na Rydwanie" ?
Odpowiedź
jest podobna jak na pytania pierwsze oraz trzecie. Postaci same się
pojawiały, ja ich nie zapraszałem. Skłamałbym twierdząc, że
wszystkie. Niektóre, drugorzędne, musiałem jakoś „domyślać”
żeby domknąć logicznie fabułę. Jeżeli idzie o ważniejszych
bohaterów, to zapewniam, że poza jednym wyjątkiem, na nikim się
nie wzorowałem. Było, jak w disclaimerze. Zresztą ten disclaimer
jest mylący, nie napisałem w nim całej prawdy. Niektóre postaci
historyczne zostały opisane zgodnie z wiedzą, jaką dysponuję,
która jednak może nie być rzetelna. Po prostu nie chciałem
kłopotów.
Interesująca
jest odpowiedź na drugą część pytania. Chodzi o motywy, jakimi
kierują się bohaterowie. Kiedy powieść była już napisana,
przystąpiłem do pracy nad nią. Zorientowałem się, że to dobry
tekst, więc warto włożyć każdą ilość pracy. Charaktery
większości bohaterów w tej „obróbce” nieco ewoluowały. Byłem
takim domorosłym psychologiem, zastanawiałem się nad spójnością
postaci, zgodnością charakteru z czynami oraz słowami. Działałem
więc świadomie, nie tak jak podczas zapisywania myśli. Dla mnie
była to najciekawsza część pracy nad książką.
Szkoda, że pytań było tak mało, bo sami przyznacie, że odpowiedzi są ciekawe i sporo mówią o samym autorze.
Julianie Hardy, bardzo dziękuję za ufundowanie nagród i poświęcony tej zabawie czas!
Szkoda, że tylko ja i dwie inne osoby zgłosiły się do konkursu. Odpowiedzi były ciekawe. Dlatego szkoda, że nie spróbował ktoś jeszcze. Niemniej dziękuję za wygraną. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale co zrobić? Niestety popyt na e-booki jest mniejszy niż na tradycyjne książki. Poza tym od jakiegoś czasu zauważyłam spadek zainteresowania konkursami w ogóle, co mnie bardzo dziwi.
UsuńProszę bardzo i zapraszam do kolejnej zabawy. :)
UsuńU mnie było tak samo...
OdpowiedzUsuńWielka szkoda. Przyznaję, że zniechęcam się do organizowania konkursów. Na szczęście najnowszy idzie trochę lepiej... Oczywiście zapraszam do udziały. :)
UsuńBardzo dziękuję za nagrodę :) przeczytam z wielką przyjemnością :) szkoda jedynie, że tak mało pytań, bo rzeczywiście odpowiedzi są bardzo ciekawe!
OdpowiedzUsuńProszę bardzo. Niestety szkoda...
Usuń