Gail McHugh "Collide"
Co jakiś czas upieram się, że nie lubię romansów. Miłość owszem, ale jako dodatek do złożonej fabuły. Romanse przejadły mi się w wieku nastoletnim, kiedy to po kryjomu się w nich zaczytywałam, i to z wypiekami na twarzy. Upieram się przy tej teorii, a coraz częściej łapię się na tym, że nie jest ona tak do końca prawdziwa... Cóż, faktycznie na niektóre romanse nawet nie zamierzam patrzeć, podczas gdy od innych nie mogę się wprost oderwać. Czy tak było w przypadku "Collide"?
Emily Cooper po śmierci matki przeprowadza się z Kolorado do Nowego Jorku. Tu mieszka jej chłopak, który wcześniej wielokrotnie jej pomógł. Był wsparciem podczas trudnego okresu choroby matki, jej śmierci i pogrzebu. Mogła na niego zawsze liczyć. Emily nie jest jeszcze gotowa na zamieszkanie z chłopakiem, więc
postanawia wprowadzić się do przyjaciółki Olivii, co nie do końca podoba się Dillonowi.
Emily jest z wykształcenia nauczycielką i zamierza szukać pracy w zawodzie, a póki co zaczyna pracować jako kelnerka w włoskiej knajpce na Manhatanie i to dzięki temu poznaje pewnego przystojniaka... Po pierwszym dniu pracy szef prosi, żeby podrzuciła zamówione jedzenie, bo chłopak na posyłki właśnie odszedł z pracy. Emily bez wahania zgadza się, ciesząc się jednocześnie, że ma świetny pretekst, by lepiej poznać miasto.
"Do tego pamiętnego popołudnia Gavin Blake uważał, że jego ojciec się mylił i nie ma czegoś takiego, jak miłość od pierwszego wejrzenia. Zgodnie z tą zasadą całą uwagę skupił na blondynce w recepcji, gdy weszła Emily. Jego spojrzenie natychmiast do niej przylgnęło. Zauważył, jak się uśmiechnęła do strażnika. Jej uroda go oszołomiła, ale przede wszystkim poczuł, że coś go do niej przyciąga, jakby ktoś zawiązał mu linę w pasie, na której drugim końcu była ta dziewczyna. Zamrugał, zaskoczony magnetyczną więzią".
Tak
z impetem Emily wkroczyła w życie Gavina. Wtedy jeszcze nic o sobie
nie wiedzieli. On nie miał pojęcia, że ona ma chłopaka. A ona nie
wiedziała, że Gavin jest przyjacielem Dillona. Jednak Gavin już był
przekonany, że musi ją zdobyć, chociaż ona usilnie starała się
oprzeć jego magnetyzmowi. Okazuje się, że dostarczanie jedzenia
wcale nie jest takim łatwym zadaniem...
Po przeczytaniu kilku pierwszych strony, pomyślałam sobie, że mamy do czynienia z kolejnym klasycznym trójkątem: ich dwóch i ona jedna. Co okaże się silniejsze miłość czy przyjaźń, namiętność czy wzajemna lojalność? I w sumie nie pomyliłam się, bo faktycznie o tym jest ta powieść. O wzajemnej rywalizacji, miłości, zdradzie, uczciwości, namiętności, o toksycznych związkach, przyjaźni... Oczywiście nie brakuje niedomówień i tajemnic, które napędzają akcję i strasznie irytują czytelnika...
Tak, książka wyprowadziła mnie z równowagi i to nie raz. Chwilami z niedowierzaniem pukałam się w czoło, by za chwilę mieć ochotę rzucić tą książką o ścianę. Ależ mnie denerwowali główni bohaterowie i ich życiowe wybory... Irytacja wielokrotnie sięgała zenitu, ale nie potrafiłam oderwać się od tej lektury. Spędziłam nad nią sporą część niedzieli i nie spoczęłam dopóki nie dobrnęłam do ostatniej strony. Niestety i ta jakoś bardzo mnie nie uspokoiła. Na szczęście na półce czeka druga część tej serii, czyli "Pulse", i nie mam innego wyjścia, jak natychmiast zabrać się za jej czytanie...
W trakcie lektury targało mną sporo sprzecznych odczuć, bo chwilami powieść wydawała się trochę schematyczna, a bohaterowie
zbyt biali lub czarni... Tylko skoro w literaturze już było niemal wszystko, czy da się uniknąć schematów, powtarzalności? Chyba coraz trudniej o bycie w stu procentach oryginalnym. Na szczęście niektórzy bohaterowie tej powieści z czasem zaczęli też pokazywać inne swoje oblicza i okazało się, że nikt nie jest już kryształowo czysty.
Nie mogę za to ukryć, że Emily mnie strasznie irytowała. To, że tak łatwo dała się zmanipulować Dillonowi, tkwiła uparcie w ich chorym związku, usprawiedliwiała jego złe postępowanie, dała sobie wmawiać przeróżne kłamstwa, do tego momentami była jak chorągiewka na wietrze, zupełnie niestała w swoich decyzjach. Skąd to się bierze, że co jakiś czas mamy w literaturze kobietę o olśniewającej urodzie i do tego niegłupią, która zupełnie nie wierzy w siebie, nie widzi, że niemal wszyscy faceci za nią szaleją? Dziwne zachowanie Emily ma pewne uzasadnienie, co nie zmienia faktu, że ciężko jest je strawić...
"Collide" to naprawdę bardzo emocjonująca lektura. Czyta się ją błyskawicznie, z wypiekami na twarzy i niekiedy przyspieszonym oddechem. To naprawdę świetna rozrywka, ale dla osób o mocnych nerwach, którym niestraszne są irytujące bohaterki. Którzy lubią czytać namiętne romanse, takie typowe, nieco bajkowe love story. Osobiście bardzo Wam polecam tę lekturę, a sama niezwłocznie zabieram się za drugą część...
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.
Gail McHugh, Collide, Akurat, 2015,
ISBN: 978-83-287-0006-2,
Str. 368.
Cytat pochodzi z recenzowanej książki.
Cytat pochodzi z recenzowanej książki.
Ja tam próbowałam przeczytać "Collide", ale odpuściłam na zapowiedz kolejnego trójkącika :D nie moje klimaty, zdecydowanie za dużo romansów przewinęło się w moim życiu, żebym emocjonowała się kolejnym schematem :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie chodzi tylko o trójkącik, chociaż mnie też trochę już się ten schemat przejadł. :)
UsuńCiekawa jestem, czy w końcu przekonałabym się do takich powieści. Na razie trafiałam na takie, które mi się nie podobały :)
OdpowiedzUsuńTrudno powiedzieć. Sama najlepiej znasz swój gust. Ja czasami lubię zaszaleć. :)
UsuńA ja sobie odpuszczę, za dużo się naczytałam złego. Chyba by mnie rozczarowała.
OdpowiedzUsuńInsane z przy-goracej-herbacie.blogspot.com
Aż tyle złego czytałaś o tej książce? Ja w sumie widziałam chyba same dobre opinie. :)
UsuńKsiążkę czytałam i bardzo mi się podobała, a drugi tom jest o niebo lepszy - polecam!
OdpowiedzUsuńTeraz mogę się z Tobą spokojnie zgodzić. :)
UsuńMnie romanse rzadko podchodzą do gustu. Ten również jakoś mnie nie pociąga..
OdpowiedzUsuńRozumiem i nie namawiam. :)
UsuńZ Twojej recenzji aż wypływają te wszystkie emocje, o których piszesz. Mam tę książkę w planach.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się je zawrzeć. :)
UsuńMuszę zdobyć drugi tom, bo naprawdę fajnie czytało mi się Collide:)
OdpowiedzUsuńDrugi jest jeszcze lepszy! Zapraszam na najnowszą recenzję. :)
UsuńJuż dawno nie czytałam tego typu książek, w sumie może przekonam się podobnie jak Ty do romansów i przeczytam ,,Collide" :)
OdpowiedzUsuńWarto zaryzykować, szczególnie że kontynuacja jest jeszcze lepsza...
Usuń"Romanse przejadły mi się w wieku nastoletnim, kiedy to po kryjomu się w nich zaczytywałam" - No widzisz, a ja ich teraz unikam jak ognia, może mi się odmieni, jak dorosnę. ;) Ale prawdopodobnie zostanę przy swoich baśniach. ;)
OdpowiedzUsuńMoże, chociaż patrząc na Twoje recenzje, jakoś trudno mi w to uwierzyć. :)
Usuń