Susan Jane Gilman „Królowa lodów z Orchard Street”
Lody to mój największy smakołyk. Uwielbiam je niemal pod każdą postacią, chociaż muszę przyznać, że w ostatnich czasach kupienie dobrych lodów stało się prawdziwym wyzwaniem. Czasami trudno znaleźć w nich mleko czy śmietanę, za to lista sztucznych składników nie ma końca. Gdzieniegdzie mali lokalni producenci lodów pamiętają, że dla dobrego smaku wystarczy kilka, ale dobrych składników. Jednak są oni zdecydowanie w mniejszości, więc wybrednym smakoszom tych deserów często pozostaje własna domowa produkcja albo obejście się smakiem. Przykre. Liczę na to, że z czasem coś się zmieni, że świadomi konsumenci wymuszą na producentach lepszą jakość. Zobaczymy, a tymczasem wracam do sedna sprawy, czyli książki Susan Jane Gilman „Królowa lodów z Orchard Street”. Jak myślicie, narobiła mi ona apetytu na lody?
Jest rok 1913. Malka Treynovsky wraz z rodziną wyjeżdża z niewielkiej rosyjskiej miejscowości, Wiśniew, w poszukiwaniu lepszego życia. W Hamburgu czekają na statek, który ma ich zawieźć do Kapsztadu, dokąd zaprosił ich wujek Hyrym. Jednak plany z czasem się zmieniają. Mama i siostry Malki zaczynają chorować i zostają objęte kwarantanną. Wyjazd trzeba odłożyć. Malka i jej ojciec z każdej strony słyszą o Ameryce, o tym, jak się tam żyje, że natychmiast dostaje się tam pracę i ziemię zupełnie za darmo… Wizja wyjazdu do Afryki wydaje się znacznie mniej kusząca, więc w końcu w tajemnicy ojciec z córką wymieniają bilety… Czy Ameryka przywita rodzinę Treynovskich tak, jak tego oczekują?
„Królowa lodów z Orchard Street” to historia Malki Treynovsky, Malki Bialystoker, Lillian Dinello i Lillian Dunkle. Chociaż wydaje się to bardzo dziwne, to pod tymi czterema nazwiskami kryje się ta sama osoba – nasz mała Malka, która wyruszyła z Rosji na podbój świata. Ameryka wcale nie okazała się tak cudowna, jak malowali ją ludzie w Hamburgu. Jej rodzina bardzo szybko się rozpadła, a dziewczyna po bardzo poważnym wypadku została kaleką, której wyrzekła się nawet własna matka. Los dziewczynki był bardzo trudny, ale na szczęście Malka potrafiła ciężko pracować, miała głowę do interesów, świetne pomysły i niesamowity upór w dążeniu do celu. Dzięki temu stała się amerykańską królową lodów, osobą znaną i cenioną.
„Królowa lodów z Orchard Street” to historia Malki Treynovsky, Malki Bialystoker, Lillian Dinello i Lillian Dunkle. Chociaż wydaje się to bardzo dziwne, to pod tymi czterema nazwiskami kryje się ta sama osoba – nasz mała Malka, która wyruszyła z Rosji na podbój świata. Ameryka wcale nie okazała się tak cudowna, jak malowali ją ludzie w Hamburgu. Jej rodzina bardzo szybko się rozpadła, a dziewczyna po bardzo poważnym wypadku została kaleką, której wyrzekła się nawet własna matka. Los dziewczynki był bardzo trudny, ale na szczęście Malka potrafiła ciężko pracować, miała głowę do interesów, świetne pomysły i niesamowity upór w dążeniu do celu. Dzięki temu stała się amerykańską królową lodów, osobą znaną i cenioną.
Muszę przyznać, że autorce udało się stworzyć bardzo wiarygodną historię i główną bohaterkę. Aż nie chce się wierzyć, że Lillian Dunkle to postać fikcyjna. Tłem opowieści są prawdziwe wydarzenia, obok postaci fikcyjnych pojawiają te autentyczne. Prawda łączy się z fikcją literacką tak spójnie, że często trudno odnaleźć granicę. Powieść napisana jest w pierwszej osobie. Narratorką jest główna bohaterka – wielki atut tej książki. Trudno przejść obok niej obojętnie. Malka wzbudza mnóstwo emocji – od żalu po podziw czy irytację. Ta kobieta idzie swoją drogą, na przekór wszystkiemu uparcie dąży do celu, jest bezwzględna, ale ma też swoje słabości. Jest bardzo zaangażowana w pracę, w osiągnięcie sukcesu, jednocześnie potrafi być też mistrzynią zemsty. To bardzo barwna postać, nieszablonowa, niepokorna, nie dająca się zamknąć w żadne ramy. Ma swoje dziwactwa i charakterystyczne powiedzonka. „Ukamienujcie mnie” powtarza tak często, że czasami faktycznie ma się chęć to zrobić.
„Królowa lodów z Orchard Street” to niemal powieść idealna. No właśnie niemal, w moim odczuciu małe skrócenie tej sporych rozmiarów książki wyszłoby jej na dobre. Jest naprawdę rewelacyjnie, ale mogłoby być jeszcze lepiej. Zbytnia drobiazgowość osłabia zainteresowanie czytelnika . W tej książce są fragmenty od których naprawdę trudno jest się oderwać, ale są też i takie, których nie czyta się z zapartym tchem. Jest to jednak niewielkie zastrzeżenie, bo ogólnie powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Cała opowieść jest bardzo ciekawa, zaskakująca, napisana z dużym rozmachem, poczuciem humoru i fantazją. Czyta się ją naprawdę dobrze, mimo iż często autorka przeskakuje od bieżących wydarzeń do przeszłości i odwrotnie. Gwiazdą tej powieści są też oczywiście lody, dlatego w drodze powrotnej z księgarni nie zapomnijcie wskoczyć do sklepu spożywczego po sporą porcję tego smakołyka. Może się on okazać niezbędny w trakcie czytania "Królowej lodów z Orchard Street".
Oczywiście polecam!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
Susan Jane Gilman, Królowa lodów z Orchard Street, Czarna Owca, 2015,
ISBN:978-83-7554-974-4,
Str. 600.
To też i mój największy przysmak. Nawet zimą je jem :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ta Malka. Sześćset stron to rzeczywiście trochę przydużo, autorka mogłaby skrócić i powyrzucać co nudniejsze fragmenty.
Domyślam się, że takie wycinanie i skracanie to wielki ból dla autora, ale czasami warto. Też jem lody przez cały rok. :)
UsuńWłaśnie czytam to smakowite cudo. I nie wyrzuciłabym z niej ani jednego akapitu.
UsuńWłaśnie czytam to smakowite cudo. I nie wyrzuciłabym z niej ani jednego akapitu.
UsuńCieszę się, że tak Ci się spodobała ta książka. :)
UsuńMam w planach tę powieść :) Szkoda, że taka gruba ta książka, bo ostatnio coś celuję w cienizny, żeby jakoś mi rosła liczba tytułów do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie, chwilę mnie nie było, ale już wracam i tym razem chyba na dobre ;)
Ja niestety też powinnam się zabrać za krótki książeczki, bo na tomiska mam zdecydowanie za mało czasu. :)
UsuńNie musisz przepraszać. Rozumiem. :)
Lubię takie dopracowane, wiarygodne historie. Nie zniechęca mnie objętość tej książki, fabuła brzmi na tyle ciekawie, że z chęcią bym się skusiła :)
OdpowiedzUsuńCzasami wart sięgnąć po takie tomisko. :)
UsuńOstatnio zauważam tendencję do przegadania w ksiązkach, jakby autor szedł na ilość stron i rozmiar książki...
OdpowiedzUsuńCoś w tym faktycznie jest. :)
UsuńŚwietnie się zapowiada. I jeszcze ta kusząca, ciekawa okładka :)Co do produkcji lodów, w pięknym Karpaczu jest taki mały, wieloletni sklepik, gdzie sprzedają takie domowej roboty, naturalne lodowe pyszności :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wyszukiwać takie tradycyjne lodziarnie. :)
UsuńPoczucie humoru w książkach lubię :). Fabuła wydaje się ciekawa a wiarygodna główna bohaterka zdecydowanie zasługuje na plus.
OdpowiedzUsuńJa też cenię sobie poczucie humoru, nie tylko w książkach. :)
UsuńNie słyszałam o tej książce, a wygląda naprawdę na taką godną uwagi ;))
OdpowiedzUsuńTaka właśnie jest. :)
UsuńPierwszy raz słyszę o tej pozycji, ale wydaje się ciekawa!
OdpowiedzUsuńSuper recenzja, może sięgnę po tę ksiażkę!
Buziaki! :*
StormWind z bloga cudowneksiazki.blogspot.com/
Dziękuję i polecam!
UsuńLubię takie powieści napisane z rozmachem. Poza tym, okładka jest przepiękna.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam takie okładki. :)
UsuńA ja wyjątkowo nie przepadam za lodami :) Wyjątek robię jedynie dla lodów z maszynki.
OdpowiedzUsuńCo do książki- zastanowię się nad nią jeszcze.
To właśnie o takich lodach z maszyny jest, chociaż nie tylko. :)
UsuńJuż od pewnego czasu myślę o tej powieści i cieszę się, że kolejna rekomendacja jest aż tak pozytywna. To, że z książki kipi pozytywnym humorem i fantazją, jest dla mnie dodatkowym atutem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz nią zachwycona. :)
Usuńnie czytałam tej pozycji, ale może gdy znajdę chwilkę czasu to przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Polecam, warto wyskrobać dla niej trochę czasu. :)
UsuńWydaje się dość ciekawa, jednak jeszcze się zastanowię nad jej przeczytaniem;)
OdpowiedzUsuńWarto dać się skusić. :)
UsuńA mam w planach tę książkę :)
OdpowiedzUsuńŻyczę więc przyjemnej lektury!
UsuńStoi u mnie na półce od grudnia (Pan R. mi ją przyniósł) i tak ją tyko przekładam, ale myślę sobie, że na wakacje będzie jak znalazł ;) No bo kiedy, jak wtedy najlepiej smakują lody? ;)
OdpowiedzUsuńps. Ze sklepowych półek polecam lody Häagen-Dazs. Wprawdzie drożdże niż, normalnie, ale bardzo dobry skład i smak :)
Ależ mam refleks, jeśli chodzi o odpowiedzi. :) Lody z pewnością wypróbuję. Ostatnio często robię domowe i przez to większość kupnych przestała mi smakować. :)
UsuńLektura faktycznie idealna na lato.
bardzo dobra recenzja, naprawdę szacunek. jestem niedawno po przeczytaniu tej ksiazki więc na swieżo. zaczynam takze swoją przygodę z blogiem ksiązkowym jednak mniej szablonowm. zapraszam rowniez do siebie.http://oksiazce.piszecomysle.pl/ pozdrawiam. m
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa i przepraszam, że odpisuję z takim poślizgiem. :) Chętnie zajrzę do Ciebie.
Usuń