Simon Beckett „Zimne ognie”

Simon Beckett „Zimne ognie”
Simona Becketta z pewnością kojarzycie z książką „Chemia śmierci”, której to głównym bohaterem jest doktor David Hunter – błyskotliwy antropolog sądowy. Cóż, sama swego czasu byłam tą powieścią zachwycona i pamiętam, że tamtej lekturze towarzyszyło mnóstwo emocji. Później z chęcią sięgnęłam po kolejne części serii, a teraz, gdy na polskim rynku pojawiły się „Zimne ognie”, nie mogłam sobie odmówić następnego spotkania z tym autorem. Z góry wiedziałam, że będzie ono inne, ale byłam niezmiernie ciekawa, czy będzie one lepsze, czy może gorsze. „Zimne ognie” to thriller psychologiczny, chociaż nowy na polskim rynku wydawniczym, to jego pierwsze wydanie miało miejsce już w 1997 roku. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to dokładnie ta sama powieść. Autor zdecydował się ją uwspółcześnić i nieco zredagować, a co z tego wyszło, za chwilę Wam zdradzę.

Kate Powell jest właścicielką „Powell PR i Marketing”, niewielkiej, choć dosyć prężnie rozwijającej się agencji. Kilka tygodni temu jej firma przystąpiła do przetargu na reprezentowanie dużego funduszu – Parker Trust. Chociaż na początku Kate nie sądziła, że ma jakąś szansę, to jednak trafiła do ścisłego finału. A gdy dowiedziała się, że jej konkurentem jest Paul Sutherland, reprezentujący CNB Marketing, włożyła całą swoją energię w to, by wygrać.. Kate kiedyś spotykała się z Paulem, ten nieustannie ją oszukiwał i zdradzał, a na końcu jeszcze wyrzucił ją z domu. Zemsta sprawiłaby jej dużo satysfakcji. Paul jest przekonany o własnej wygranej. Aby zdenerwować Kate, przesyła jej na pocieszenie kwiaty i dzwoni, by się z niej naigrywać. Cóż, gdy kilka godzin później okazuje się, że przetarg wygrywa jednak Kate i „Powell PR i Marketing”, ciężko jest mu się pogodzić z porażką. Wieczorem zjawia się pod drzwiami mieszkania Kate i próbuje się odegrać...

Kate po nieudanym związku z Paulem nie chce się po raz kolejny wiązać, ale chciałaby mieć dziecko. Pod wpływem ukradkowej lektury jednego z artykułów w „Cosmopolitanie”, którego to egzemplarz znalazła w kuchni, wpada na pomysł, by poddać się sztucznemu zapłodnieniu. Dzieli się swoimi planami z przyjaciółką, jednak ta wcale nie jest nimi zachwycona i próbuje wybić Kate ten pomysł z głowy. Jednak bezskutecznie. Kate angażuje się w poszukiwania odpowiedniej kliniki, zastanawia się nad wyborem dawcy. Nie jest zadowolona z faktu, że kliniki nie umożliwiają poznania dawcy. Postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce...

Zimne ognie” czyta się całkiem dobrze, styl autora jest gładki i lekki. Niestety książka nie trzymała mnie w napięciu tak, jak było to w przypadku innych powieści Becketta. Przez dwie trzecie książki czekałam, kiedy wydarzy się coś spektakularnego, kiedy w końcu uwierzę, że mam do czynienia z thrillerem. Doczekałam się, szkoda tylko, że tak późno, że przez większość książki niestety nie było spodziewanych emocji. Finał jest ciekawy, zaskakujący i trzymający w napięciu, Reszta w gruncie rzeczy też nie jest zła, ale autor już udowodnił, że stać go na więcej.

Na pochwałę zasługuje przede wszystkim galeria postaci. Bardzo różnorodna i ciekawa. Autor świetnie poradził sobie ze stworzeniem głównej bohaterki, która jest wyrazista i prawdziwa. Wczuwamy się w jej problemy, zmagamy się z jej dylematami, poznajemy jej obawy i nadzieje. Pozostałe postacie są równie interesujące i dobrze wykreowane, część z nich jest dynamiczna i intrygująca.

Cóż, „Zimne ognie” z pewnością nie są złą książką. Być może gdybym to właśnie od tej powieści zaczęła spoją przygodę z Beckettem, to byłabym tą lekturą w pełni usatysfakcjonowana. Niestety znam lepszą stronę tego autora, wiem, że potrafi trafić do mojej wyobraźni, sprawić, że włosy jeżą mi się na głowie. Dlatego i tym razem oczekiwałam czegoś spektakularnego i niestety trochę się zawiodłam. Niedosyt po tej lekturze wynika głównie z faktu, że spodziewałam się czegoś innego, liczyłam, że będzie to prawdziwy thriller, trzymający od początku do końca w napięciu, a przez ponad połowę książki miałam wrażenie, że czytam powieść psychologiczno-obyczajową. Bynajmniej nie zamierzam Was zniechęcać do tej lektury, myślę, że wartą ją poznać, ma ona sporo dobrych stron. Najważniejsze, żeby się nie spodziewać nie wiadomo czego, nie wyczekiwać cały czas tego tąpnięcia, tych emocji, a skupić się na tym, co jest. „Zimne ognie” to nie „Chemia śmierci”. Wiele różni te powieści i żeby czerpać przyjemność z czytania najnowszej książki, lepiej zapomnieć, za co pokochało się twórczość Simona Becketta. Może wtedy i ta powieść trafi do Waszych serc. Warto spróbować.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.



Simon Beckett, Zimne ognie, Czarna Owca, 2016,
ISBN: 978-83-8015-388-2,
Str. 344.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:   "Czytamy nowości"
"Kryminalnym wyzwaniu" oraz  "Historia z trupem".

Zimne ognie [Simon Beckett]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Komentarze

  1. Becketta znam właśnie z cyklu o Hunterze, moim zdaniem rewelacyjnym. Ciężko czytać książki jakiegoś autora nie uciekając do porównań jego wcześniejszych-lepszych powieści. Myślę, że dam się skusić, chociażby po to by poznać nie-Hunterową stronę autora. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie potrafiłabym sobie odmówić tej lektury, właśnie z ciekawości. Chociaż nie spełniła do końca moich oczekiwań, to i tak nie żałuję, że po nią sięgnęłam. :)

      Usuń
  2. Ja jeszcze nie znam książek tego autora. Szkoda jednak, że książka nie trzyma w napięciu.

    OdpowiedzUsuń
  3. O ile cykl o Davidzie Hunterze bardzo mi sie podobał, o tyle "Rany kamieni" już nie. I przypuszczam, że ta powieść też by mi sie niezbyt spodobała...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam na pewno przeczytam, bo to Beckett:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z tego powodu i ja nie potrafiłam sobie odmówić tej lektury. :)

      Usuń
  5. Słyszałam o "Chemii śmierci" i mam w planach tę książkę, ale po "Zimne ognie" raczej nie sięgnę, bo za dużo książek czeka na swoją kolej

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam podobne odczucia po przeczytaniu tej książki. Poprawna, ale to nie to samo, co poprzednie książki pisarza. Serię o antropologu sądowym bardzo polubiłam i dlatego miałam większe oczekiwania względem tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoro trzeba sporo czekać aż zdarzy się coś wciągającego to lepiej zrobię zaczynając przygodę z autorem od innej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że nie trzyma aż tak w napięciu i zbyt długo trzeba czekać na jakąś konkretną akcję. ;/ Książek autora jeszcze nie znam, ale na razie sobie odpuszczę. Wrócę do niego może jak będę próbowała zaprzyjaźnić się z tym gatunkiem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autora gorąco polecam. Zacznij od "Chemii śmierci" - jest rewelacyjna!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty