Eliana Liotta, Pier Giuseppe Pelicci, Lucilla Titta „Dieta Smartfood”
Od kilku lat interesuję się tematyką zdrowego żywienia, jednak nie jest to zbyt ścisła dyscyplina. Często możemy czytać wykluczające się zalecenia dietetyczne, nieustannie zmieniają się też mody żywieniowe. Masło walczy z margaryną albo raczej producenci tych dwóch rodzajów tłuszczów próbują nas przekonać do swoich produktów. Jest wiele takich znaków zapytania, a my konsumenci często sami nie wiemy, komu wierzyć. Niedawno czytałam książkę „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyćsię zdrowiem”, która nieźle namieszała mi w głowie, zupełnie zmieniła moje podejście do zdrowego żywienia, ale mimo tego, że autor starał się w niej przekonać do diametralnych zmian, to zrobił to bardzo przekonująco i nawet jeśli nie wcieliłam wszystkich jego zaleceń w życie, to bynajmniej nie z powodu, że mu nie wierzę, ale dlatego że nie jestem na nie gotowa. Tamta książka w dużym stopniu zmieniła mój światopogląd, sprawiła, że wprowadziłam sporo zmian do naszej lodówki i diety. Zgłębiam jednak dalej ten temat, szukam motywacji do kolejnych rewolucji i dlatego na mojej półce wylądowała książka Eliany Liotty „Dieta Smartfood”. Czy i ona wniosła coś nowego do mojego życia i na talerz?
„Dieta Smartfood zaczyna się w głowie, dopiero później przechodzi na talerz: to styl życia i jako taki wymaga świadomości tego, co jemy”.
To dieta na całe życie, a nie kilkudniowy kaprys. Autorka zdradza trzydzieści produktów, które warto wprowadzić do swojej diety, które przynoszą ogromne korzyści nam i naszym ciałom. Pokazuje jak jedzenie oddziałuje na DNA, jak skraca lub wydłuża życie. Oczywiście to ile i co jemy wpływa znacząco na nasz wygląd, na to, czy nasza waga jest w normie, jednak konsekwencje złego odżywiania są znacznie poważniejsze. Autorka twierdzi, że gdy nasz organizm głoduje, to aktywują się geny długowieczności. Nie musi głodować w dosłownym tego słowa znaczeniu i autorka bynajmniej nie namawia do wiecznego postu, ale do wprowadzenia do swojej diety produktów, które oszukują organizm – stwarzają pozory głodówki, podczas gdy zjadamy normalne porcje. Mowa tu o grupie produktów Longevity Smartfood. Oprócz nich wyróżnia też Protective Smartfood, które mają inny mechanizm działania, ale korzyści z ich jedzenia są równie duże. Oczywiście nie można zapominać o dwóch ważnych zasadach – umiarze i urozmaiceniu.
Zgodnie z zaleceniami autorki połowę naszego talerza powinny zajmować warzywa i owoce (niestety ze względu na dużą ilość skrobi, ziemniaki nie zaliczają się do tej grupy), jedną czwartą zboża, najlepiej produktu pełnoziarniste, a resztę białko, jednak nie może to być wyłącznie biało pochodzenia zwierzęcego. Do tego dochodzą dobre tłuszcze, ze szczególnym naciskiem na oliwę extra virgin. Ta dieta daje dużą dowolność, bynajmniej nie jest monotonna, pozwala czerpać z całego mnóstwa produktów, pełnych kolorów i smaków. Jednak są rzeczy, które powinno się wyeliminować lub jeśli nie jest to możliwe, ograniczyć do minimum. Chodzi między innymi o wędliny, słodzone napoje, słone przekąski i alkohol. Mięso nie jest wskazane, szczególnie czerwone, trzeba też uważać z nabiałem, za to warto częściej sięgać po rośliny strączkowe.
Cóż, ta lektur nie była dla mnie szokująca, okazała się mniej rewolucyjna i restrykcyjna od „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem”. Muszę przyznać, że patrząc na mój sposób odżywiania, to niemal idealnie pokrywa się on z zaleceniami autorki, sięgam po większość produktów Smart, chociaż oczywiście są jeszcze obszary do poprawienia. Zrezygnowałam z wieprzowiny, mięso jem raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu i dobrze mi z tym. Czuję się lżej i problemy żołądkowe, z którymi walczę od dzieciństwa, coraz rzadziej mi dokuczają. Zaprzyjaźniłam się z roślinami strączkowymi, najbardziej pokochałam ciecierzycę. W naszej lodówce jest bardzo kolorowo, a kanapka bez warzyw najzwyczajniej w świecie mi nie smakuje. Co chwilę zaskakuję męża dziwnymi potrawami z bardzo nieoczywistych składników. Na „smalec” wegański patrzył bardzo podejrzliwie, ale gdy posmakował, to zachwycił się smakiem. Pokochaliśmy też bajaderki z ciecierzycy – koniecznie spróbujcie. Jesteśmy dowodem na to, że nie trzeba jeść codziennie na obiad mięsa i ziemniaków, że można zmienić sposób żywienia, chociaż lepiej robić to stopniowo, pozwolić smakowi, by dostosowywał się do nowych doświadczeń, uczyć się nowych potraw i nowych kulinarnych rozwiązań.
Wracając jednak książki, to uważam, że jest to dobra pozycja, żeby zaznajomić się z inteligentnym jedzeniem, zdać sobie sprawę, jak wpływa ono na nas i nasze zdrowie. Jak już napisałam, nie jest to rewolucyjna pozycja, więc można od niej zacząć. Znajdziecie tu sporo ciekawostek, porad i narzędzi, jak wprowadzić nową dietę w życie. Autorka drobiazgowo tłumaczy, jak działają Longevity Smartfood i Protective Smartfood na nasz organizm, moim zdaniem zbyt drobiazgowo. Wykład z genetyki, szczególnie na początku książki, może zniechęcić czytelnika. Jeśli tak by było w Waszym przypadku, to radzę przekartkować kilka stron, ale nie odkładać lektury. Potem jest lżej.
Niedawna lektura książki „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem” bardzo podniosła u mnie poprzeczkę, jeżeli chodzi o poradniki na temat zdrowego odżywiania i obawiam się, że teraz trudno będzie mi znaleźć równie atrakcyjną pozycję. Mimo starań, gdzieś tam ciągle pojawiają się porównania. Czego mi zabrakło w „Diecie Smartfood”? Przykładów z życia i osobistych doświadczeń. Nie wiem jak w Waszym przypadku, ale do mnie zdecydowanie lepiej trafiają poradniki, za którymi stoi człowiek z krwi i kości, popełniający błędy, dzielący się anegdotami, oryginalnymi pomysłami. Takie pozycje czyta się lżej i zdecydowanie szybciej, więcej jesteśmy w stanie z takiej książki zapamiętać. Tu mamy dużo faktów, istotnych informacji, które warto poznać i wcielić w życie, tylko niestety nie jest łatwo to wszystko sobie przyswoić. Na szczęście książka będzie stała na półce, więc w razie potrzeby będę mogła do niej sięgnąć, przypomnieć sobie interesujące mnie kwestie.
Mimo kilku uwag polecam Was książkę „Dieta Smartfood”, bo jest to ciekawa i wartościowa pozycja, która może pomóc Wam schudnąć, poczuć się lepiej, wydłużyć życie Wasze lub Waszych bliskich. Dzięki tej pozycji inaczej spojrzycie na zawartość Waszych talerzy, na to, co jecie. Nawet jeśli zmotywuje Was to tylko do niewielkich zmian, to i tak jest plus, i jest się z czego cieszyć. To dobra pozycja na początek, bo chociaż zachęca do sporych zmian, to ich nie narzuca od razu, daje dużą dowolność, pozwala na małe grzeszki, drobne odstępstwa. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, a jedzenie powinno być przyjemnością.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Warszawskiemu Wydawnictwu Literackiemu MUZA SA.
Eliana Liotta, Pier Giuseppe Pelicci, Lucilla Titta, Dieta Smartfood, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 2017,
ISBN: 978-83-287-0674-3,
Str. 416.
Raczej nie dla mnie, nie interesują się zbytnio tematyką zdrowego jedzenia :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zmienisz zainteresowania. Z dietą jest tak, że czasami jej nie planujemy, tylko jakaś choroba na nas ją wymusza. :) Mam jednak nadzieję, że u Ciebie tak nie będzie.
UsuńJa jem zdecydowanie za mało warzyw. Może się skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńU mnie też mała poprawa pewnie by nie zaszkodziła, ale jest całkiem nieźle, dużo lepiej niż było. :)
UsuńW moim przypadku trochę jest składników, których nie powinnam jeść :)
OdpowiedzUsuńU mnie jest dobrze, chociaż też jest jeszcze kilka kwestii do poprawienia. Małymi krokami robię postępy. :)
UsuńChętnie przejrzę książkę, jestem pewna, że znajdę w niej wiele cennych wskazówek, które będę mogła wkomponować w swoje nawyki żywieniowe. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Warto zajrzeć i poznać to inteligentne jedzenie. :)
UsuńKochana Korciu, dokładnie wiem, o czym piszesz. Kilka dobrych lat temu, pomimo katowanie się bieganiem, nie mogła schudnąć. Przełomem była rozmowa z koleżanką, która dowiedziała się, że ma niedoczynność tarczycy, Hashimoto i poleciła mi książkę: "Zamień chemię na jedzenie". Okazało się, że ja też mam problemy z tarczycą, mam Hashimoto i napuchnięte ciało. Kupiłam tę książkę i potem kolejne...Teraz ważę 65 kilo, mam wzrostu 174 cm, mam 42 lata i własnie wypiłam na śniadanie koktajl: nasiona chia z mlekiem kokosowym, zmieszane z bananem i awokado, do tego łyżka miodu od pana pszczelarza. Kubki smakowe kompletnie zmienione, gdy chce mi się słodkiego, jem rodzynki bez siarczanów oczywiście albo czerwoną paprykę. Olej kokosowy używam do smażenia,a nawet do smarowania buźki...Temat rzeka, ale mam wrażenie, że coś drgnęło w społeczeństwie, ludzie zaczynają swoje złe samopoczucie z tym, co jedzą. Oczywiście dla niektórych jestem wariatką i przesadzam, ale dla mnie najważniejsze jest zdrowie mojej rodziny:) Ściskam:)
OdpowiedzUsuńWitaj Moniko, mam inną książkę autorki "Zamień chemię na jedzenie", ale jeszcze do niej nie przysiadłam. :)
UsuńCieszę się, że znalazłaś "lekarstwo" na Twoje problemy. Ja jestem zła na lekarzy, że faszerują nas lekami, zamiast zalecić zmianę sposobu odżywiania. Na szczęście świadomość społeczeństwa się zmienia, jest lepiej niż było, ale i tak wielu uważa mnie za dziwoląga. Bo jak można nie jeść wędlin? Do Twojego etapu jeszcze trochę mi brakuje, ale kto wie. Smak mi się zmienia, poznaję nowe składniki, dania są kolorowe i aromatyczne... Mniam. Dzisiaj mieliśmy makaron z pesto pietruszkowym - pierwsze w tym sezonie. :) Uwielbiam i do jesieni z pewnością wiele razy zagości na naszym stole. Gorąco pozdrawiam!
Bardzo lubię takie książki, ponieważ można się z nich wiele dowiedzieć. Dzięki temu potrafi sprawić, że nasz organizm jest zdrowy, a my czujemy się bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńTak, warto się trochę doedukować na ten temat. 🙂
UsuńKiedyś czytałam dużo takich książek :) Teraz za bardzo czasu nie mam :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w przyszłości znajdziesz czas na czytanie. :)
Usuń