Tracy Rees "Tajemnice Amy Snow"
Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę powieści współczesne, bo dzieje się w nich więcej, akcja posuwa się szybciej i są mi bliższe. Te, które zabierają nas w odległe czasy mają swoje zalety, pokazują, jak się kiedyś żyło, ale niestety często są nudne. Dzieje się tam niewiele, zwykle jakaś panna na wydaniu wzdycha do pewnego młodzieńca, ich życie to ciągłe bale, spotkania towarzyskie, puste rozmowy... I niestety nic więcej. Chociaż zazwyczaj właśnie tak oceniam te pozycje, to co jakiś czas dla odmiany chętnie po nie sięgam i zdarza się, że bardzo mnie one zaskakują. Niektóre wcale nie są nudne, a wręcz przeciwnie, do tego zachwycają pięknym językiem i świetnie oddają realia swojej epoki. Cóż, tym razem dałam się skusić pozycji Tracy Rees "Tajemnice Amy Snow", która zabrała mnie do wiktoriańskiej Anglii. Trochę przyczynił się do tego fakt, że jedna z bohaterek tej powieści ma na imię Aurelia, czyli tak jak moja córcia. Rzadko w literaturze trafiam na to imię, więc nie mogłam sobie odmówić tej lektury. Pewnie jesteście ciekawi, co z tego wyszło?
Pewnego zimowego ranka Aurelia Venneway znajduje w śniegu malutkie, nagie dziecko i zabiera je do dworu. Dziewczyna jest jedyną córką właścicieli Hatville. Jej rodzice nie są zadowoleni, że Aurelia przyniosła znajdę do domu. Woleliby została ona oddana do sierocińca, jednak Aurelia chce by została z nimi i dzięki swojemu uporowi wygrywa. Traktuje ją najpierw jak swoją lalkę, a potem przyjaciółkę. Znajda zostaje nazwana Amy Snow. Jej miejsce jest w kuchni, stara się unikać państwa Vennewey'ów, co jednak nie zawsze jej wychodzi, Nie rozumie, dlaczego jej tak nie znoszą. Za to Aurelię kocha nad życie.
Niestety niebawem okazuje się, że Aurelia jest śmiertelnie chora, że ma słabe serce i nie dożyje do trzydziestki. Dziewczyna zawsze marzyła o podróżach, o poznaniu wielkiego świata, o przyjęciach, spotkaniach, ciekawych rozmowach, o tym, by jej życie miało sens. Teraz
gdy na horyzoncie pojawia się widmo śmierci, postanawia chociaż częściowo to zrealizować. Wraz z panią Bolton chce wyruszyć do Londynu, a potem do Twickenham. Rodzice są temu przeciwni, jednak w końcu ulegają upartej córce. Amy też nie jest zadowolona z obrotu spraw, nie chce zostać sama w Hatville, ale tak się właśnie dzieje. Aurelia pisze do niej listy, jednak z czasem stają się one coraz bardziej lakoniczne. Jej powrót do domu kilkakrotnie jest przekładany. Gdy w końcu Aurelia ma wrócić do Hatville, Amy boi się, że jej przyjaciółka stała się inną osobą, że już jej nie kocha i nic nie będzie tak jak dawniej. Aurelia wraca piękna, modnie ubrana, zachłyśnięta wielkim światem, ale na szczęście obawy Amy się nie spełniają – ich przyjaźń trwa.
Niestety stan zdrowia Aurelii szybko się pogarsza i niebawem dziewczyna umiera. Amy jest zrozpaczona i pogrążona w żałobie, ale wie też, że musi niezwłocznie opuścić Hatville. Jednak zupełnie nie ma pomysłu, gdzie się udać. Drogę wskazuje jej list pozostawiony przez Aurelię. Dziewczyna ma udać się do Londynu. To będzie pierwszy etap jej podróży. Ma szukać kolejnych listów od przyjaciółki, by w końcu trafić do celu i odkryć tajemnicę Aurelii. Czy skromnej, zupełnie nieobytej ze światem Amy się to uda?
Tracy Rees świetnie oddała realia epoki i to na szczęście w taki sposób, że lektura nie była nużąca. Poznajemy wiktoriańską Anglię, konwenanse, które rządzą arystokracją i ich problemy. Z ciekawością śledziłam, jak Aurelia radzi sobie w zupełnie obcym jej świecie, jak opuszcza jedyne znane jej miejsce i wyrusza w nieznane. Jej podróż była pełna przygód. Na jej drodze stanęło wiele ciekawych osób, zarówno dobrych jak i złych. Najbardziej przypadła mi do gustu pani Riverthorpe, która jest szczera do bólu, zupełne nie przyjmuje się opiniami innych ludzi. Mimo podeszłego wieku jest bardzo żywotna, udziela się towarzysko, jest niezależna i wszyscy liczą się z jej zdaniem. Na pierwszy rzut oka nie robi dobrego wrażenia, jednak z czasem okazuje się, że pod tą niezbyt przyjemna powierzchownością kryje się dobra kobieta. Z pewnością panie Riverthorpe dodaje smaczku tej powieści.
Książkę czyta się bardzo dobrze. Akcja toczy się dwutorowo. Jednocześnie śledzimy podróż Amy i jej wspomnienia. Narratorem tej powieści jest Amy. Dziewczyna opowiada o swojej przyjaźni z Aurelią i całym dotychczasowym życiu. Obserujemy jej perypetie, ale też poznajemy jej odczucia, marzenia i nadzieje. Aurelia dosyć drobiazgowo zaplanowała podróż przyjaciółki i to, jak ona wpłynie na Amy. Zadbała o to, by Amy nie pogrążyła się w żałobie, żeby nauczyła się żyć bez niej. Dała jej cel, który trzymał ją przy życiu. "Tajemnice Amy Snow" to opowieść o poszukiwaniu tajemniczego skarbu, ale też o miłości, wyrachowaniu, o dobroci i serdeczności. Dzieje się tu sporo, a mimo to dzięki stylowi autorki i temu, jak potrafi opowiadać, nie ma najmniejszych problemów ze zrozumieniem fabuły, z połączeniem poszczególnych faktów. Łatwo można się zatracić w tej historii...
Gorąco Wam polecam "Tajemnice Amy Snow". To pozycja, która pokazuje, jak się żyło w Anglii w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku, o tym, jaka była wtedy pozycja kobiety. Jednak przede wszystkim opowiada o wspaniałej przyjaźni, o ciekawej i pełnej przygód podróży. Cóż, w tamtych czasach samotnie podróżująca kobieta była dosyć rzadkim widokiem. Amy często spotykała się z krytycznymi spojrzeniami, a mimo to nie poddawała się... Zachęcam Was do lektury i odkrycia wraz Amy sekretu Aurelii!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania tej książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
Tracy Rees, Tajemnice Amy Snow, Wydawnictwo Czarna Owca, 2016,
ISBN: 978-83-8015-265-6,
Str. 504.Recenzja bierze udział w wyzwaniach: "Czytamy nowości" oraz "Historia z trupem".
Już wcześniej zwróciłam uwagę na ten tytuł, bo osobiście uwielbiam powieści historyczne. I choć nie sięgam po nie nieustannie, tylko podobnie jak Ty, od czasu do czasu, to jednak już wtedy, robiąc przerwy, jeszcze bardziej doceniam ich urok i klimat. :)
OdpowiedzUsuńTo koniecznie sięgnij po ten tytuł. Myślę, że się nie zawiedziesz. :)
UsuńMam w planach. Lubię takie klimaty i tym bardziej cieszę się, że książka Ci się spodobała.
OdpowiedzUsuńTak, bardzo mi się spodobała i mam nadzieję, że w Twoim przypadku będzie podobnie. :)
UsuńJa też zdecydowanie wolę powieści współczesne, ale skoro powyższa pozycja tak mocno Cię zachwyciła, to zaryzykuję i dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńCzasami warto sięgnąć po coś innego. Gorąco polecam!
UsuńAurelia to bardzo ładne imię;)
OdpowiedzUsuńA mnie takie klimaty jak te w książce bardzo odpowiadają i lubię sobie od czasu do czasu poczytać o przeszłości w takiej formie :)
Dziękuję!
UsuńW takim układzie gorąco polecam tę lekturę!
Powieść historyczna to jeden z moich ulubionych gatunków, a i do wiktoriańskiej Anglii mam słabość. Mam nadzieję, że gdzieś trafię na tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńCoś ostatnio wpadają mi książki, w których bohatera "nawiedzają" wspomnienia.
OdpowiedzUsuńMoże ta też do Ciebie trafi. :)
UsuńTa książka już jest na mojej liście lektur do przeczytania.
OdpowiedzUsuńTo świetnie. Życzę pasjonującej lektury!
UsuńPewnie się skuszę, lubię takie historie, ciekawie się zapowiada. :)
OdpowiedzUsuńWarto. Polecam!
UsuńHistoria mnie zaciekawiła i chętnie sięgnę po ten tytuł! Mam nadzieję, że będę zadowolona z lektury. ;)
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę. :)
UsuńWłaśnie jestem w trakcie lektury tej powieści i muszę przyznać, że jestem nią zauroczona. Ciekawa fabuła i konstrukcja całej historii sprawia, że czyta się jednym tchem.
OdpowiedzUsuńMnie też ta książka zauroczyła. :) Piękna opowieść! Przyjemnego czytania. :)
Usuń