Ingar Johnsrud "Naśladowcy"
Według Vincenta V. Severskiego "Naśladowcy" Ingara Johanstruda to "Jo Nesbø w świecie Stiega Larssona". Ach te okładkowe chwyty marketingowe... Niby wiemy, że mało kiedy są prawdziwe, a jednak się na nie łapiemy. Muszę przyznać, że w dużej mierze to ta właśnie rekomendacja skłoniła mnie do sięgnięcia po książkę, ale czy lektura okazała się satysfakcjonująca?
Kari Lise Wetre, wiceprzewodnicząca Chrześcijańskiej Partii Ludowej, zgłasza zaginięcie córki i wnuka. Od pewnego czasu stosunki między matką a córką nie były najlepsze, a od pół roku Annette zupełnie zerwała kontakt z rodzicami. Z pewnością związane jest to z tym, że córka należy do wspólnoty Światło Boga, jednak Kari Lice Wetre nie zamierza dać za wygraną. Niepokoi się o córkę i chce się dowiedzieć, czy nic się jej nie stało.
W związku z tym policjanci odwiedzają Maridalen, a dokładnie posiadłość Solro, Słoneczny Spokój, gdzie siedzibę ma ta sekta. Niestety na miejscu nie znajdują Annette, ale pięć trupów. Są to mężczyźni. Nie wiadomo, gdzie jest reszta członków wspólnoty i kto stoi za tą masakrą. Czyżby wszyscy rozpłynęli się w powietrzu? Czy niepokorny komisarz norweskiej policji, Fredrik Beier, rozwikła tę sprawę?
Niestety akcja tej książki nie pochłonęła mnie od pierwszej strony, bardzo trudno było mi wciągnąć się w fabułę tej powieści, ogarnąć mnogość bohaterów i powiązań między nimi. Długo nie wiedziałam kto jest kim, myliłam poszczególne postacie. Z pewnością wpływ na to miały zbyt krótkie rozdziały, które nie pozwalały mi dobrze rozeznać się w sytuacji, bo akcja szybko przeskakiwała w kolejne miejsce. Do tego oprócz bieżących wydarzeń śledzimy te, które miały miejsce w trakcie drugiej wojny światowej. Złapanie związku między tym wszystkim nie jest łatwe. Muszę przyznać, że ja praktycznie przez połowę tej książki miałam mętlik w głowie, i to nie taki konstruktywny, który mobilizowałby mnie do zastanawiania się, jaki będzie finał tej historii. Na początku skupiłam się na odnalezieniu w fabule, a dopiero później lektura mnie zaciekawiła i wciągnęła.
Co mnie jeszcze irytowało? Bardzo częste odniesienia do seksu i genitaliów, i to w takich momentach, że było to co najmniej zbędne. Oto jeden z przykładów:
"Bikfaya stanął przed Kafą Iqbal. Tak blisko, że mógłby jej dotknąć przeciętnej wielkości penisem".
Tego typu sformułowań znajdziecie w "Naśladowcach" bardzo dużo. Nie wiem, jaki efekt chciał osiągnąć autor, ale mnie to najpierw wprawiało w osłupienie, potem niedowierzanie lub śmiech.
Zaczęłam od minusów, ale na szczęście "Naśladowcy" mają też zalety. Przede wszystkim sam pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy i oryginalny. Gdyby nie to zbędne zamieszanie na początku, to lektura pewnie byłaby świetna, a tak dopiero druga jej połowa okazała się satysfakcjonująca, fascynująca i wciągająca. Tempo akcji jest tu bardzo szybkie, co jest wadą i zaletą. Moim zdaniem na początku powieści dobrze jest poświęcić trochę uwagi głównym bohaterom, przedstawić ich czytelnikom, nawet jeśli dynamika powieści nieco na tym ucierpi. Znalezienie złotego środka może nie jest łatwe, ale warto oczywiście próbować to osiągnąć.
Powieść porusza temat higieny rasowej, który z pewnością jest bardzo interesujący i raczej niespotykany w kryminałach. Mamy też odrobinę polityki i odwieczną walkę dobra ze złem, tylko w tym wypadku czasami trudno powiedzieć, kto jest po której stronie.
Podsumowując, muszę przyznać, że Ingarowi Johnsrudowi daleko do Jo Nesbø, przynajmniej tego obecnego. Jednak nie należy zapominać, że początki twórczości tej gwiazdy skandynawskiego kryminału też nie były pozbawione wad, a "Człowiek-nietoperz" niekoniecznie zachwyci każdego czytelnika. "Naśladowcy" mają coś w sobie i dają nadzieję na ciekawy dalszy ciąg, na nieszablonową i bardzo pomysłową serię. Mam nadzieję, że autor jeszcze wielokrotnie mnie zaskoczy, że będzie pracował nad swoim warsztatem, by wspiąć się na wyżyny i żeby już nikt nie mógł powiedzieć, że nie dorównuje Jo Nesbo.
Moja ocena: 6/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
Ingar Johnsrud, Naśladowcy, Wydawnictwo Otwarte, 2016,
ISBN: 978-83-7515-389-7,
Str. 528.
Cytat pochodzi z recenzowanej książki.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: "Kryminalnym wyzwaniu", "Łów słów" oraz "Historia z trupem".
Tak naprawdę, to wszyscy ci skandynawscy autorzy zlewają mi się w jedno -_- Rzadko który rzeczywiście wyróżnia się na tyle, by jego proza zapadła w pamięć - te same motywy, sylwetki bohaterów, problemy, zagadki... Nużące to już jest. A Jo Nesbo niespecjalnie mnie zachwycił swego czasu, więc nie sądzę, że Johnsrudowi się to uda.
OdpowiedzUsuńA którą książkę Nesbo czytałaś? Bo ma lepsze i gorsze. Ja mam słabość do skandynawskich kryminałów i to dużą. :)
UsuńDobrze, że książka ma jakieś plusy. W najbliższym czasie raczej jej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejne części będą miały same zalety. :)
Usuń"Przeciętnej wielkości penisem"? Przepraszam, a to kryminał/thriller czy wątpliwej jakości erotyk :) ? Zupełnie straciła chęć na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńKryminał, ale dosyć specyficzny. :)
UsuńMi też często mylą się bohaterowie. Albo zlewają w jedną postać i potem jak próbuję dojść kto, co i dlaczego, po prostu się gubię :)
OdpowiedzUsuńNiektóre książki mają to do siebie. :)
UsuńByłam bardzo książką zainteresowana, ale na razie ją sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńCzyżby czekał na Ciebie spory stosik?
UsuńSzczerze mówiąc, właśnie czytam książkę, w której jest tylu bohaterów, że już przestałam się orientować w czymkolwiek, więc ją odłożyłam na półkę. Pewnie już jej nie skończę, także w tym przypadku też spasuję. Jeszcze ten cytat... Ugh.
OdpowiedzUsuńNiestety takich cytatów mogłabym przytoczyć więcej... Mnogość bohaterów nie zawsze mi przeszkadza. Jeżeli autor potrafi dobrze ich przedstawić, nada im jakieś charakterystyczne cechy, poświęci każdemu trochę uwagi, to zazwyczaj da się to ogarnąć. Tym razem niestety na początku nie było łatwo. :)
UsuńInteresowałam się tym tytułem jak był w zapowiedziach, ale jakoś potem zapomniałam. Na razie spasuję, bo przytargałam dużo książek z targów. Wierzę, że takie niepotrzebne i troszkę chamskie odzywki w książkach drażnią. Czasem autorzy tak mają, uczepią się jednego słowa i to się tak przeplata co pięć kartek.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Na początku przymykasz oko, a na koniec zgrzytasz zębami i masz ochotę rzucić książką o ścianę. :)
UsuńWyzwanie czytelnicze Czytamy nowości rusza dzisiaj. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie. :)
UsuńJa np. czytałam jedną książkę Nesbo i średnio mi się podobała. Naśladowcy względem niej wypadli lepiej :)
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Jestem bardzo ciekawa, którą książkę Nesbo czytałaś? :)
UsuńTen cytat z genitaliami mnie...osłabił. Od czego są korektor i tłumacz? Na razie spasuję.
OdpowiedzUsuńMoże im on nie przeszkadzał, tylko my się czepiamy. :)
UsuńNesbo i jemu podobni...to moja bajka! Po prostu lubię takie klimaty i już:) Ale także padam często ofiarą chwytów okładkowych;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Sztab ludzi pracuje nad okładkami i hasłami, które na nich znajdujemy. Nic więc dziwnego, że się na nie łapiemy. :)
UsuńChyba nie jestem nią na tyle zainteresowana, by mocno się rozglądać w księgarniach :)
OdpowiedzUsuńCóż, nie namawiam. :)
UsuńSpodziewałam się czegoś więcej po tej książce i miałam w planach ją kupić. Jednak to zdecydowanie nie jest pozycja dla mnie, a fragment z genitaliami skutecznie mnie odstrasza.
OdpowiedzUsuńNiestety te fragmenty dotyczące genitaliów odbierały mi przyjemność z czytania. :)
UsuńSuper, coś dla mnie, zapisuję tytuł :)
OdpowiedzUsuńCzekam na wrażenia. :)
UsuńMam podobne odczucia po lekturze. Wciąż mam nadzieję, że po drugim tomie będzie lepiej, jednak nie potrafię się za niego zabrać. :/
OdpowiedzUsuńKsiążka niby mi się podobała, ale czegoś w niej zabrakło.
Pozdrawiam jeżowo
Nikodem z http://zaczytanejeze.blogspot.com/