Marlena de Blasi "Wieczory w Umbrii"
Już kilkakrotnie pisałam Wam o tym, że marzy mi się wyprawa do Włoch. To marzenie jeszcze się nie spełniło, ale cały czas dojrzewa i czeka na najlepszy moment. Wiem, że się spełni i cierpliwie czekam. Nie wiem, jak Wy, ale ja myśląc o tym kraju, mam przed oczyma słońce, piękne zabytki, ale przede wszystkim jedzenie. Posiłki, które są celebrowane. Przyjemność jedzenia, ucztowania. Włochy to też dla mnie kawa i oczywiście wino. Mnie kuchnia włoska najbardziej urzekła tym, że z prostych składników w bardzo krótkim czasie można przygotować przepyszne potrawy. Niekiedy prostota sprawdza się najlepiej. Jednak kuchnia Italii to nie tylko szybkie i nieskomplikowane dania, o czym możecie się przekonać sięgając po książkę Marleny de Blasi "Wieczory w Umbrii".
Autorka jest z pochodzenia Amerykanką, ale już od kilkunastu lat mieszka we Włoszech. Obecnie jest pisarką, a wcześniej była dziennikarką, szefową kuchni, recenzentką restauracji oraz konsultantką do spraw żywienia i wina. Ma na swoim koncie dwie książki kucharskie i kilka powieści, do napisania których inspiracją stało się jej życie we Włoszech.
"Umbryjski Klub Kolacji Czwartkowych tworzą cztery wieśniaczki, które łączy kultura, więzy krwi, tradycja, wzajemne współczucie, empatia i miłość. Liczą sobie od pięćdziesięciu dwóch do ponad osiemdziesięciu lat. Co tydzień gromadzą się w zaniedbanym kamiennym domku w górach nad Orvieto, żeby gotować, jeść, pić i rozmawiać".
Pewnego dnia jednak do tego zacnego grona dołączyła cudzoziemka, osoba nie tylko spoza Umbrii, Włoch, ale nawet spoza Europy. To Amerykanka, które nadspodziewanie szybko przekonała do siebie Umbryjki. Ta książką to opowieść o niej i Mirandzie, Ninuccii, Paolinie oraz Gildi. Czytamy tu o przygotowywaniu czwartkowych uczt, na która składają się banalnie proste potrawy i takie, które aby najbardziej zachwycić smakiem potrzebują czasu, niekiedy nawet tygodnia starań. Przy okazji gotowania między kobietami rodzi się przyjaźń, pojawiają się zwierzenia, głęboko skrywane tajemnice wychodzą na światło dzienne.
Wcześniej to Miranda była główną organizatorką tych spotkań, teraz przekazuje pałeczkę Amerykance. Umbryjki z krwi i kości boją się tej zmiany, dlatego na przemian mają jej pomagać i jednocześnie czuwać nad nią.
Marlena de Blasi pięknie pisze o jedzeniu, zachwyca się potrawami, dla niej przygotowywanie posiłku to prawdziwa sztuka. Zna się na kuchni i to nie tylko włoskiej. Wie, że to, co Umbryjczycy uważają za swoje, niekiedy ma korzenie zupełnie gdzie indziej. Gotowała wcześniej w wielu miejscach, do dyspozycji miała najlepsze sprzęty renomowanych firm, a teraz potrafi przygotowywać posiłki w niemal polowych warunkach i czerpać radość z tego zupełnie nowego doświadczenia.
Gotowanie jest pewnego rodzaju pretekstem, by poznać cztery kobiety. Każda z nich ma za sobą bardzo ciekawą historię. Trudno wybrać tę, która najbardziej zaczarowuje. Ja waham się między dwiema - opowieściami Paoliny i Gildii... Znajdziecie też w tych zwierzeniach sporo życiowych mądrości.
"Mężczyźni potrzebują codziennej porcji nadskakiwania. Tak jak zbuntowane dziecko można udobruchać pajdą chleba z cukrem, tak należy ugłaskiwać mężczyzn. Musimy ich uszlachetniać. Mężczyzna najsubtelniejszą krytykę odbiera jak naganę. Wtedy się wycofuje. Nawet gdy odpiera atak, to jednak się wycofuje, odkładając w sobie małe, ostre okruchy niezadowolenia, jak worek z patykami i kamieniami, na chwilę, gdy poczuje w sobie siłę do walki".
"Narzekanie jest daremne. Pogarda rodzi rozgoryczenie. Zemsta przynosi ulgę".
"Wieczory w Umbrii" to z pewnością ciekawa pozycja, szczególnie dla fanów Włoch i włoskiej kuchni. Jest sporo fragmentów, które mnie zachwyciły, wciągnęły bez reszty i rozemocjonowały. Niestety były też gorsze momenty, które czytałam bez większego entuzjazmu. Może nie były one złe, ale jednak coś mi w nich nie grało. Mam wrażenie, że chwilami "Wieczory w Umbrii" stawały się trochę za bardzo książką kucharską, a niemal zupełnie przestawały być powieścią. Oczywiście nie mam na myśli końcówki tej książki, gdzie możecie znaleźć kilka bardzo ciekawych przepisów na dania, które idealnie nadawałyby się na kolacje czwartkowe. Chodzi o fragmenty opowieści, na szczęście nieliczne.
Ogólnie jednak ocieniam tę opowieść bardzo dobrze. Świetnie wpisuje się ona w wakacyjny klimat i to właśnie na tę porę najbardziej ją Wam polecam. Bezsprzecznie rozbudza ona apetyt na poznanie Umbrii, oczywiście szczególnie od strony kulinarnej. Pozwala też poznać przywiązane do tradycyjnych smaków i raczej zamknięte w sobie Umbryjki, które to w odpowiednich warunkach potrafią się otworzyć na nowe kulinarne doznania i nie tylko.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Warszawskiemu Wydawnictwu Literackiemu MUZA SA.
Marlena de Blasi, Wieczory w Umbrii, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 2015,
ISBN: 978-83-287-0003-1,
Str. 416.
Cytaty pochodzą z recenzowanej książki.
Właśnie tych zbyt długich opisów kulinarnych obawiałam się w tej książce najbardziej - dlatego się na nią nie skusiłam ;)
OdpowiedzUsuńTakie są i nie ma co zaprzeczać. :)
UsuńJa też marzę o wyprawie do Włoch, ta książka mogłaby być namiastką pięknego kraju, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTym właśnie jest. :)
UsuńKsiążka już czeka na mojej półce i niebawem będę ją czytać. Przypuszczam, że będę przy niej bardzo głodna.
OdpowiedzUsuńZ pewnością. Życzę smakowitej lektury. :)
UsuńOooo, ale mi się spodobała okładka, od razu mam ochotę się tam wybrać! Co do książki - te przepisy nie bardzo mi pasują...Ale nie mówię nie :)
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam takie okładki.:)
UsuńJeśli chodzi o Włochy, to byłam tylko w Rzymie, ale to miasto całkowicie mnie oczarowało i chętnie bym tam wróciła :) Ta strona kulinarna książki nieco mi przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńJeżeli tylko nieco, to może warto zaryzykować? ;)
UsuńLubię takie powieści, a o jedzeniu to szczególnie :), pewnie przeczytam...kiedyś :)
OdpowiedzUsuńPolecam tę smakowitą lekturę. :)
UsuńChętnie przeczytałabym kiedyś tą książkę. Mam nadzieję, że nastąpi ro niedługo :D
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę. :)
UsuńZapowiada się na ciepłą, klimatyczną opowieść :)
OdpowiedzUsuńTak i jeszcze raz tak. :)
UsuńOgromnie lubię włoską kuchnię. I ciekawią mnie opowieści podobne do tych, o których napisałaś w recenzji. Jednak... Raz jeden próbowałam przebrnąć przez którąś książkę tej autorki i nie udało mi się. Niestety zrobiła na mnie wrażenie pretensjonalnej i nudnej (książka, rzecz jasna), chociaż momentami język, styl budził mój podziw - taka literacka szarpanina. Trochę tego usłyszałam też czytając Twoją recenzję. Nie wiem o co chodzi. Może w trakcie pisania czasem autorce po prostu braknie tchu ;) jak podczas wspinaczki w górach. Trochę się nie dziwię - tworzenie to trud.
OdpowiedzUsuńLektura wywołuje faktycznie mieszane uczucia. Może przed lekturą powinnam zanurzyć się w umbryjskim klimacie, wtedy jest nadzieja, że jeszcze bardziej książka trafiłaby do mojego serca. :)
UsuńByć może zachwyt autorki Włochami jest tak duży, że tak jak piszesz, brakuje jej tchu. :) A może tłumacz nie do końca oddał urok niektórych fragmentów...
W końcu dobry tłumacz to prawdziwy skarb.
wydaje się mieć fajny klimat :)
OdpowiedzUsuńMa. :)
UsuńZraziłam się do autorki po serii "Tysiąc dni w ..." , ale nie mówię nie - może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńW takim układzie nie namawiam. :)
UsuńSpodziewałam się, że mogą tu występować przydługie opisy kulinarne. Zapewne odebrałabym tę książkę podobnie jak Ty-chwilami by mnie emocjonowała a chwilami nieco nużyła. Ale chętnie ją przeczytam.Byłam w Umbrii trzy lata temu i mam do tego regionu szczególny sentyment:-)
OdpowiedzUsuńSkoro tam byłaś, to z pewnością Cię ta książka oczaruje. :)
UsuńMam taką nadzieję:-) Dlatego na pewno po nią sięgnę :-)
UsuńTematyka książki jakoś mnie nie zainteresowała, więc jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńCóż, rozumiem i nie namawiam. :)
UsuńByłam we Włoszech, w Umbrii jeszcze nie, ale poczułam to, o co czym napisałaś na początku. Pyszne jedzenie, słońce i ogrom zabytków to cechy charakterystyczne Italii, do tego melodyjny język i głośni mieszkańcy tego kraju:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę muszę przeczytać, żeby wyrobić własne zdanie, autorki niestety nie znam:) Ściskam Korciu:)
Jetem ciekawa, jak ją odbierzesz. Wydaje mi się, że gdy zna się ten kraj i jego mieszkańców, to lektura jest jeszcze przyjemniejsza, bo przywołuje urocze wspomnienia.
UsuńBuziaki
Historie kobiet mnie pociągają, a do tego słoneczna Umbria-chętnie się skuszę:)
OdpowiedzUsuńOba tematy i mnie interesują. :)
UsuńTematyka jak najbardziej moja.Czuję się zachęcona ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie!
UsuńBardzo przyjemna recenzja. Naprawdę zachęciła mnie do przeczytania książki, zwłaszcza, że także kocham Włochy i oczywiście jedzenie :D
OdpowiedzUsuńDziękuję. Taki była plan. :)
Usuń"Mężczyźni potrzebują codziennej porcji nadskakiwania. Tak jak zbuntowane dziecko można udobruchać pajdą chleba z cukrem, tak należy ugłaskiwać mężczyzn. Musimy ich uszlachetniać. Mężczyzna najsubtelniejszą krytykę odbiera jak naganę" - podoba mi się ten cytat :-)
OdpowiedzUsuńBardzo życiowy. :)
Usuń"Nie wiem, jak Wy, ale ja myśląc o tym kraju, mam przed oczyma słońce, piękne zabytki, ale przede wszystkim jedzenie." - Mnie od razu przychodzi na myśl starożytny Rzym, który tak często odwiedzam w powieściach. ;) Ten współczesny też widziałam, ale zawsze najwięcej się marzy o miejscach, których nigdy się nie odwiedzi.
OdpowiedzUsuńA gotować nie potrafię (choć lubię jeść - tylko akurat za włoską kuchnią nie przepadam). ;)
Ja uwielbiam włoską kuchnie, a raczej moją wariację na jej temat, bo skoro nie byłam we Włoszech, to co ja mogę wiedzieć o ich jedzeniu.
UsuńTo prawda, że to co niemożliwe, najbardziej kusi.:)
Widziałam w księgarni tę pozycję i sięgałam już po nią przed wyjazdem do Dąbek:), ale skusiła mnie najnowsza powieść Grażyny Jeromin-Gałuszka. Marlenę de Blasi jednak cenię bardzo i poprzednie jej książki o Włoszech przeczytałam z wielką przyjemnością, czując doskonale klimat tego kraju, który kusi chyba każdego. Po tę sięgnę na pewno!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię, kochana Korciu, tęskniąc... Tylko dlaczego zabraliście ze sobą słońce?!
M.
Marlena de Blasi kocha Włochy całym sercem i to czuć w jej książce.
UsuńSłonko musiał zabrać ktoś inny, bo u nas też przez cały tydzień go nie było. Tłumy uciekały znad morza tydzień temu, więc chyba trudno będzie znaleźć winowajcę. U nas dzisiaj się pogoda poprawiła i mam nadzieję, że tak zostanie. Zaraz wyślę Ci kilka fotek. Buziaki